------------------------------------
Ostatnia aktualizacja: 27.03.2011
Najlepsze górskie strony
|
Dział ten zawiera relacje z moich wybranych wycieczek tatrzańskich. Nie stanowi on typowego przewodnika tatrzańskiego, zawiera bowiem moje odczucia i opis wrażeń których doznałem idąc właśnie daną trasą konkretnego dnia. Stąd też fakt, że niektóre miejsca bądź odcinki szlaków opisane są w kilku różnych relacjach. Dział ten może być pomocny przy planowaniu wycieczek, gdyż zawiera konkretne propozycje przejść całodniowych lub kilkudniowych. Do większości z nich są dołączone zdjęcia i mapy.
Moja pierwsza letnia wycieczka w Tatry w 2005 roku miała miejsce w ostatnią sobotę czerwca. Z Krakowa wyjechałem o godzinie 6:10, dojeżdżając do Zakopanego na godzinę 8:30. Plan wycieczki ułożyłem już całkowicie w akademiku, także nie namyślając się po przyjeździe wsiadam do busa jadącego w stronę Doliny Chochołowskiej i wysiadam u wylotu Doliny Małej Łąki. Według mojego planu mam iść szlakiem niebieskim poprzez Przysłop Miętusi na Małołączniak (2096 m).
|
|
Pomysł na odbycie opisanej poniżej wycieczki pojawił się dość nagle. Mimo że warunki pogodowe nie były wówczas do końca sprzyjające, to chcieliśmy tego lata jeszcze raz powędrować tatrzańskimi szlakami. Oczywiście jak zwykle odezwało moje niezdecydowanie przy doborze trasy, ale w końcu udało się wytypować coś konkretnego, a nawet (można powiedzieć) bardzo konkretnego - w planach jest przejście trudnego odcinka Orlej Perci pomiędzy Skrajnym Granatem o Przełęczą Krzyżne. Z takim też zamysłem i planami dość wcześnie położyliśmy się spać, bowiem przed wyjściem na szlak czekała nas jeszcze 200-kilometrowa podróż samochodem.
|
|
Na dworzec PKS w Zakopanem docieram tuż przed godziną 7.00. Teraz już widać, że jest daleko po zakończeniu sezonu i nawet tutaj widać jedynie nielicznych turystów. Niestety muszę chwilę zaczekać aby odjechać busem w stronę Palenicy Białczańskiej. Po około 30 minutach oczekiwania wreszcie podjeżdża "mój" bus, ale to jeszcze nie koniec - teraz musi uzbierać się choć parę osób które będą jechały razem ze mną. Ostatecznie dopiero przed godziną 9.00 wysiadam w Palenicy Białczańskiej.
|
|
Planowany wyjazd w słowackie Tatry Wysokie w rejon szczytów przekraczających 2600 metrów zawsze jest dla mnie zapowiedzią niezwykłej przygody połączonej z oglądaniem przepięknych wysokogórskich widoków. Co prawda my nie mieliśmy osiągnąc tego dnia aż tak znacznych wysokości, ale absolutnie nie negowało to walorów naszej wycieczki. Spora część naszej wędrówki miała pokrywać się z przebiegiem Tatrzańskiej Magistrali.
|
|
Tak jak dla Tatr Polskich i Zakopanego symbolem jest Giewont (1894 m), tak dla Słowacji i Słowaków górą narodową jest Krywań (2495 m). Tak, właśnie on, mimo że na liście najwyższych szczytów zajmuje on odległą pozycję. Jednak każdy kto na niego spojrzy wie od razu, że to niezwykła góra. Widoczny z większości szczytów polskich, góruje nad tą częścią Tatr i wzbudza respekt swoją wyniosłością i potęgą. Każdy kto nie był na nim, a patrzy nań od strony północnej, nawet nie przypuszcza że wejście na Krywań od strony południowej pod względem technicznym nie przysparza prawie żadnych trudności.
|
|
Godzina 5:40, Kraków. Jeden z najbardziej znienawidzonych dźwięków w moim życiu - budzik. Dzisiaj jednak ma choć trochę inną wymowę. Nie idę ani do pracy, ani na uczelnię - ale jadę w Tatry. Mimo to pobudka wcale łatwa nie jest. 10 minut później zamykam mieszkanie i idę na przystanek, z którego jadę na dworzec autobusowy. Około 6:40 pojawiam się i na samym dworcu PKS w Krakowie, gdzie podchodzę do stojącego już na stanowisku autobusu Szwagropolu. Kupuję bilet (studencki 9 zł) i znajduję sobie miejsce przy szybie. Początek jazdy jak zwykle nudny, pośród codziennie widzianych brudnych kamienic oraz zatłoczonych skrzyżowań. Po około 20-30 minutach wyjeżdżam z Krakowa.
|
|
Dolina Chochołowska - największa polska dolina tatrzańska i zarazem jedna z najbardziej znanych. Położona w centrum Tatr Zachodnich jest otoczona szczytami sięgającymi ponad 2100 metrów. Dnem doliny płynie szumiący górski Chochołowski Potok, natomiast na wysokości około 1100 metrów znajduje się jedna z najpiękniejszych polan w Tatrach - Chochołowska Polana. Z kolei w jej górnej części znajduje się schronisko, będące największym po polskiej stronie Tatr. Właśnie tutaj wypadł mi pierwszy nocleg podczas mojej wrześniowej wędrówki, mającej trwać 5 dni.
|
|
Nadchodził trzeci dzień naszej wrześniowej wędrówki tatrzańskimi szlakami. Wędrówki obfitującej w przepiękne widoki. Pogoda nam sprzyjała, a jednocześnie bardzo mały ruch turystyczny tutaj panujący, dodawał temu wszystkiemu jeszcze większego uroku. Dzisiaj mieliśmy opuścić Dolinę Kościeliską i granią główną Tatr dojść do Przełęczy Zawrat, skąd mieliśmy zejść do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Po noclegu w schronisku na Hali Ornak szybko zbieraliśmy się do wyjścia na szlak. Była godzina 6.00 rano i po chwili zauważyliśmy, że jesteśmy jedynymi którzy teraz opuszczają schronisko...
|
|
Godzina 6.00 rano, znajdujemy się razem z kolegą Pawłem w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Pobudka jak zwykle trochę ciężka, ale przed nami dziś piękna trasa. Szybko się ubieram i wychodzę przed schronisko - na wprost mnie delikatnie falujący Przedni Staw Polski, z prawej grań Orlej Perci błyszcząca u samej góry w porannym słońcu, z lewej natomiast potężny, posępny, ale zarazem piękny zacieniony masyw Miedzianego (2233 m) oraz Szpiglasowego Wierchu (2173 m). Tak więc pogoda wymarzona, mimo że już wrzesień. Miesiąc ten oznacza także dużo mniejszy ruch turystyczny niż zwykle. Wracam więc do środka. Razem z Pawłem zwijamy śpiwory i karimaty, pakujemy się i wychodzimy.
|
|
Dolina Mięguszowiecka - miejsce uważane przez wielu miłośników Tatr za jedno z najpiękniejszych. Górująca nad nią Grań Baszt, powoli wynurza się w blasku wschodzącego słońca. Prawie kilometr poniżej wierzchołka Szatana (2422 m) budzi się na nastepny dzień, falujący Popradzki Staw. Nastaje kolejny wrześniowy poranek, być może jeden z ostatnich tak ciepłych przed zbliżającą się zimą. Około godziny 6.00 wstaję po nocy spędzonej w Schronisku nad Popradzkim Stawem. Wychodzę przed budynek i samotnie wyruszam w stronę Przełęczy pod Osterwą. Z tego co widzę jestem prawdopodobnie pierwszym opuszczającym schronisko tego poranka.
|
|
W piątkowy październikowy wieczór siedząc w akademiku, planuję wyjazd w Tatry. Nie znam jeszcze dokładnie trasy, ale mam już kilka wybranych opcji wycieczek. Ostatecznie zdecyduję dopiero w Zakopanem. Pakuję plecak, robię śniadanie i idę spać. Po kilku godzinach snu, o 5:30 dzwoni budzik. Wstaję, szybko ubieram się i idę na dworzec. Autobus mój odjeżdża z dworca o 6:50. Na miejscu jestem nawet przed czasem. Wsiadam i za chwilę wyjeżdżam z Krakowa. Pierwsza godzina jazdy nie jest specjalnie godna uwagi, w drugiej znajdując się już za Myślenicami w okolicach Rabki, pojawiają się znane mi górskie krajobrazy, a wreszcie przed Nowym Targiem odsłaniają się Tatry.
|
|
O godzinie 9.15 wychodzę z Palenicy Białczańskiej w stronę Wodogrzmotów Mickiewicza. Godzina nie jest zbyt wczesna, ale już od ponad 4 godzin jestem na nogach. Pierwszym etapem wycieczki był bowiem przyjazd tutaj z Krakowa. Tak więc niestety wyruszam wraz z już pokaźnym tłumem ludzi, którzy jak co dzień zmierzają gromadnie głównie nad Morskie Oko. Pogoda na dzisiejszy dzień zapowiada się naprawdę rewelacyjnie.
|
|
Ostatnią letnią wycieczkę roku 2005 zaplanowaliśmy sobie w Tatry Zachodnie. Miało to miejsce w ostatni październikowy weekend. Pogoda w tym okresie była naprawdę wymarzona w góry - stabilna, bezchmurna, z chłodnymi porankami i wieczorami. Wszystko to sprawiło, że widoczność była naprawdę fenomenalna, a dodając do tego jeszcze jesienny urok gór - kolorowe drzewa oraz ciszę i spokój na szlaku, można powiedzieć że trudno było o lepsze warunki. Jedynym problemem był krótki dzień...
|
|
Po raz kolejny siedząc z mapą w ręce zastanawiałem się gdzie można by tym razem się wybrać i jaką trasę obrać. Miałem do dyspozycji tylko jeden dzień wyjazdu - łącznie z wyjazdem i powrotem do Krakowa autobusem, co mnie mocno ograniczało w przypadku, gdyby wybór padł na Tatry Słowackie. Zacząłem się jednak zastanawiać i doszedłem do wniosku że jestem w stanie zrobić bardzo ciekawą trasę właśnie po słowackiej stronie Tatr i to wychodząc na 2376 m...
|
|
Kolejną wycieczkę tego lata rozpoczęliśmy o godzinie 4.50, kiedy to wyjechaliśmy z dworca w Krakowie. Po drodze przez długi odcinek jechaliśmy w chmurach i przy bardzo kiepskiej widoczności. Na szczęście za miejscowością Naprawa wyjechaliśmy z chmur, a na horyzoncie pojawiły się Tatry. W porannym słońcu dotarliśmy autobusem do Zakopanego, a następnie busem na skraj Siwej Polany. To właśnie tutaj rozpoczęła się nasza dzisiejsza wędrówka tatrzańskimi szlakami.
|
|
Opisywaną teraz wycieczkę planowaliśmy już od dłuższego czasu. Chcieliśmy, aby pogoda oraz warunki na szlaku spełniały nasze oczekiwania i dlatego musieliśmy dwukrotnie przekładać nasz wyjazd. Wreszcie zapowiadało się, że w pierwszy weekend października powinno być tak, jak sobie byśmy tego życzyli. Jest słonecznie, szlaki nie są oblodzone (a przynajmniej nie tam gdzie planowaliśmy iść) no i dookoła są widoczne kolory jesieni, które uatrakcyjniają dodatkowo wędrówkę po tatrzańskich szlakach. Jako, że dla niektórych spośród nas był to pierwszy wyjazd w wyższe partie Tatr, stąd zaplanowana trasa była nastawiona bardzo widokowo.
|
|
Problemów z obudzeniem się następnego ranka nie mieliśmy żadnych. Jako że spaliśmy w jadalni wraz z kilkudziestoma innymi osobami, to w chwili gdy pierwsze osoby zaczęły się zbierać do wyjścia, obudziła się także i cała sala. W związku z powyższym również i my zaczęliśmy się pakować i zabierać za śniadanie.
|
|
Opisywana tutaj wycieczka miała być moim przywitaniem Tatr w nowym zbliżającym się sezonie turystycznym. I była. Z tym że o ile niższe partie tych najwyższych gór polskich znalazły się już pod wyraźnym działaniem zbliżającej się wiosny, to wysoko w górach panowały warunki typowo zimowe, wymagające odpowiedniego sprzętu i dużego doświadczenia koniecznego do bezpiecznego poruszania się po wysokogórskich szlakach.
|
|
Wyprawę zaczęliśmy w okolicach stacji benzynowej w Zdziarze w okolicach początku zielonego szlaku. To właśnie tutaj wysiedliśmy z busa relacji Zakopane-Poprad. Już na samym początku ukazały nam się dwa najbardziej charakterystyczne, a zarazem najwyższe szczyty Tatr Bielskich - Płaczliwa Skała (2142 m) i Hawrań (2152 m). Pogoda zapowiadała się rewelacyjnie - ciepło, nawet gorąco i dodające uroku białe chmury na niebie.
|
|
Spowite chmurami szczyty nie zachęcały do wyjść w wysokie partie gór - można było mieć tylko nadzieję że się nie rozpada. Krótki postój i wyruszyłem, aby o godzinie 10:30 stanąć nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. W tej chwili dopadło mnie wspomnienie ciężkiej dla mnie wyprawy sprzed paru lat na odcinku Skrajny Granat - Krzyżne, kiedy złapało mnie tam na górze bardzo niemiłe załamanie pogody wraz z marznącym deszczem.
|
|
Dwudniowa wyprawa w Tatry w końcówce lipca 2006 roku, była z pewnością wyprawą odmienną od wielu innych. O odmienności tej wycieczki decydował głównie fakt spędzenia przez nas w ciszy i samotności zachodu słońca na Szpiglasowym Wierchu, oraz wschód słońca w Dolince za Mnichem. No ale zacznę od początku...
|
|
Wrzesień to miesiąc w którym góry powoli pustoszeją i z każdym dniem nabierają coraz to silniejszych jesiennych kolorów. Barwy od żółtych, przez pomarańczowe po bordowe zaczynają eliminować barwy zielone. Coraz częściej pojawiają się mgły, które wczesnym rankiem widziane z góry tworzą niejednokrotnie morze po horyzont. Jeśli w tym okresie dopisze pogoda to jest to wymarzony okres na górskie wędrówki.
|
|
Trzeci dzień mojego wrześniowego pobytu w Tatrach rozpoczął się dla mnie miłą niespodzianką. Po tym jak wczorajszy dzień przyniósł deszcz, a w nocy przeszła wichura i zrobiło się bardzo zimno, teraz ranek ukazał całą okolicę w przepięknych barwach wschodzącego słońca. Wiatru właściwie nie było, a szczyty poza najwyższymi partiami były odsłonięte. Fakt ten dodał mi znowu nadziei, że dzisiaj uda mi się zdobyć coś wyższego.
|
|
Nastał piąty dzień mojego obecnego pobytu w Tatrach Wysokich. Tzn. dla mnie piąty dzień, dla Tomka drugi - licząc od wczoraj, kiedy to spotkaliśmy się w Tatrzańskiej Łomnicy. Już z samego rana okazuje się, że zapowiada się na dzisiaj piękna pogoda. Na niebie nie widnieje ani jedna chmurka, natomiast w dole widać już sporo mgieł. Zbliża się wschód słońca. Niebo prezentuje się w barwach od błękitnych po niemal czerwone.
|
|
Nastał wtorek, dzień w którym mieliśmy stanąć na najwyższym szczycie Polski. Chyba jednak mało kto, widząc nas w Schronisku pod Szarotką mógłby obstawiać, że to właśnie Rysy mogą być naszym dzisiejszym celem. Trzeba wszak pamiętać, że odległość pomiędzy wspomnianym schroniskiem a wierzchołkiem Rysów jest na tyle duża, że na piechotę zajść tam w jeden dzień byłoby naprawdę ciężko, jeśli w ogóle byłoby to wykonalne.
|
|
Jest godzina 6.20 rano, kiedy to na salę Schroniska pod Wagą (2250 m) wchodzi gospodarz. "Dzień dobry turyści!" - głośno mówi, oznajmiając w ten sposób koniec spania. Wszyscy zaczynają zwijać karimaty, chować śpiwory. Przygotowują się do nowego dnia, nowych wędrówek i wrażeń. Pogoda po raz kolejny dopisuje, zapowiada się znów ładny dzień.
|
|
Po spokojnej nocy przespanej w Podbańskiej, obudziliśmy się rano, aby udać się na naszą ostatnią podczas obecnego wyjazdu wycieczkę w Tatry. Nasz dzisiejszy plan obejmował przejście Doliną Kamienistą na Pyszniańską Przełęcz (1788 m), przejście poprzez Błyszcz (2159 m) na najwyższy szczyt Tatr Zachodnich - Bystrą (2248 m), a następnie zejście Doliną Bystrej i powrót Ścieżką nad Łąkami do Podbańskiej.
|
|
Mijamy kolejne zakręty, coraz to nowe pagórki wyłaniają nam się na horyzoncie. Po chwili wjeżdżamy w las. Drzewa zza szyby autobusu uciekają raz szybciej raz wolniej. Ostry zjazd w dół, a po chwili zawiłymi serpentynami znowu pniemy się do góry. Zbliżamy się do Tatr. Dookoła nas panuje wiosenna pogoda, kwitnące drzewa, łąki. Nic nie zdaje się przeczyć, że wiosna zawitała już na dobre do naszego kraju. A jednak...
|
|
Wczesnym rankiem, około godziny 7.00 dochodzimy do okolic Siwej Polany. Spore plecaki na naszych plecach świadczą o dość długich planach turystycznych na dzień dzisiejszy. Skręcamy w lewo na bardzo mało uczęszczaną Ścieżkę pod Reglami. To dopiero początek naszej dzisiejszej górskiej przygody...
|
|
13 styczeń, Siwa Polana w Dolinie Chochołowskiej. Sześć osób poprawiając plecaki, sprawdzając czy cały bagaż jest w należytym porządku właśnie rozpoczyna kilkudniową wyprawę, dość hucznie nazwaną Tatra Expedition January 2008. Te sześć osób to Forumowicze serwisu internetowego Górski Świat. Anetta, KasiaA, Pablo, Rycho, Sylwester i ja, czyli Pedro.
|
|
Mija kilka godzin snu, kiedy to po wczorajszym dniu zrywamy się aby podjąć na dziś nowe wyzwania. Pogoda. To jest bez wątpienia najważniejszy czynnik decydujący o wyborze trasy i o bezpieczeństwie naszej dzisiejszej wędrówki. Z pewną dozą niecierpliwości wyczekujemy na możliwość prawidłowej oceny warunków dziś panujących. Parę chwil później wszystko staje się jasne...
|
|
Nastał trzeci poranek podczas trwania naszej tegorocznej zimowej wyprawy w Tatry. Na szlak wyruszamy jeszcze wcześniej niż wczoraj. Ciężkie plecaki ponownie wędrują na nasze plecy. Wieczorem tu już nie wracamy. Niebo tyle co zaczęło blednąć kiedy po raz kolejny w tych dniach przemierzamy Polanę Chochołowską...
|
|
Huk wiatru. Otwieram oczy, jest jeszcze dookoła całkiem ciemno. Patrzę na zegarek, druga godzina. Nieciekawie. Jak się nic nie zmieni będzie problem ze zrealizowaniem naszego dzisiejszego planu. Zasypiam...
5.30 dzwoni budzik. Zrywamy się, pakujemy, szybkie śniadanie. Nocny wiatr jakby trochę ucichł, ale wciąż słychać jak szamoce się w ciągłej walce z wierzchołkami okolicznych drzew. Obecnie jesteśmy w dolinie. Tutaj nie jest on przeszkodą. Ale wyżej? Może jednak ucichnie...
|
|
Po przyjemnie spędzonym wieczorze, po dość krótkiej ale dobrze przespanej nocy, czas na pobudkę. Na korytarzu wyglądam przez okno. Dość pochmurno, wieje ale zauważalnie mniej niż wczoraj. Pośród szarych chmur w białym krajobrazie wynurza się swymi skalistymi konturami masyw Kościelca. Próbuję wypatrzeć coś więcej, ale Świnica i Orla Perć pozostają poza zasięgiem wzroku. Warunki nie są zbyt sprzyjające, jednocześnie jednak w myślach świta mi realna szansa o możliwości udania się gdzieś w wyższe partie Tatr. Na ziemi spoczywa kilkucentymetrowa warstwa świeżego puchu.
|
|
Zbliża się koniec tygodnia, weekend zapowiada się wolny, po ostatnich dniach wytężonej pracy należy się zasłużony odpoczynek. Spotykamy się z Pedrem w Krakowie, gdzie zapada szybka i nie podważona niczym decyzja o wyjeździe w Tatry. Ustalamy szczegóły, robimy szybkie zakupy i do domu, trzeba się spakować, jutro wczesna pobudka więc rano nie będzie na to czasu.
|
|
Białe szczyty przybliżały się do nas z każdą chwilą. Znajome ich kształty zachęcały do wypatrywania i śledzenia trasy zbliżającej się wędrówki. Zmierzaliśmy gdzieś tam wysoko, pośród biel wyłaniającą się ponad wszechotaczającą zieleń. To właśnie tam była ostatnia ostoja tegorocznej zimy, a my zmierzaliśmy ku niej. Chcieliśmy się oddalić od cywilizacji. Pójść tam gdzie nie będzie innych...
|
|
Kuźnice przywitały mnie sporymi pustkami. Po wyjściu z busa kroki swoje skierowałem od razu na niebieski szlak. Znajome zakręty, znajome punkty charakterystyczne, odejście szlaku na Nosal, zakręt na Boczaniu, wyjście ponad górną granicę lasu już na grzbiecie Skupniowego Upłazu... Można by tak długo wyliczać. Minąłem Karczmisko i na Królowych Rówienkach rozpoczęła się moja dzisiejsze przygoda z otoczeniem Doliny Gąsienicowej...
|
|
Wielkie krople deszczu rozpryskiwały się z dużym impetem o szybę jadącego autobusu, a niskie i ciemne chmury stwarzały niezwykle ponurą atmosferę. Miałem wówczas wrażenie, że niemal wszyscy jadący razem ze mną mieli ochotę trafić do ciepłego domu, w miejsce gdzie by im nie kapało na głowę, włączyć telewizor, wziąć może piwko do ręki... a ja zmierzałem właśnie w Tatry. Miałem zamiar założyć plecak i nawet w deszczu zanurzyć się w tę szarą otchłań, byle by pójść wyżej i znaleźć się w tym innym świecie...
|
|
W sobotę rano stanęliśmy u wejścia na Siwą Polanę, którą to odwiedzałem w tym roku już po raz czwarty. Poprzednie wypady tutaj, w styczniu, kwietniu, maju i teraz czerwcu pozwoliły na regularną obserwację zmian w przyrodzie. Śnieg, lód, później zaczęło wszystko topnieć i pojawiły się krokusy, zrobiło się fioletowo. Dzisiaj barwy były przeróżne, choć z dominacją kolorów zieleni i żółci. Czuć było lato i w takim też nastawieniu ruszyliśmy ku schronisku.
|
|
Dziś postanowiliśmy zrobić sobie dzień łatwiejszy, a że pogoda zapowiadała się rewelacyjna chcieliśmy połączyć wędrówkę na szlaku z możliwością spokojnego wypoczynku gdzieś na trasie. Wyszliśmy z założenia, że nie zawsze trzeba robić wszystko w biegu, a szczególnie w miejscach odludnych, gdzie można się cieszyć z otaczającej ciszy no i gór...
|
|
Wrześniowa noc zastała nas w zakopiańskim Domu Turysty. Nas, czyli mnie i Dziencioła. Przed chwilą spotkaliśmy się na tutejszym dworcu, a jutro mieliśmy rozpocząć nową przygodę z Tatrami. Niepokoiły nas tylko prognozy pogody, a te bezlitośnie wszystkie i zgodnie przepowiadały deszcz, chmury i zimno. Mimo to nie zrezygnowaliśmy. To miał być tylko jeden dzień niepogody, ale i ten jeden dzień chcieliśmy wykorzystać. I tak też zrobiliśmy, a całość rozpoczęła się w słowackiej miejscowości Zdiar, skąd zagłębiliśmy się w góry spowite gęstymi chmurami.
|
|
Wtorek budzi nas piękną pogodą. Przez szyby schroniska widać zalegające w dole morza mgieł. Niebo różowieje, robimy szybkie śniadanie, pakujemy się i wychodzimy. Mamy dziś ambitny cel, a jest nim Kieżmarski Szczyt (2556 m). Najpierw pokonujemy znaną nam z wczoraj ścieżkę, zakosami do góry, później trawersujemy stromy stok. Tam mały postój, jesteśmy w bardzo dobrych nastrojach. Pogoda w porównaniu z wczoraj jest naprawdę rewelacyjna.
|
|
Kolejny dzień wita nas dobrą pogodą. Rześkie powietrze nad Łomnickim Stawem daje poczucie przyjemnego górskiego chłodu. Niebo zdaje się być bezchmurne, w związku z czym słońce niebawem oświetla mocno całą okolicę. Początek dnia zapowiada się dla nas odmiennie niż ostatnio. Schodzimy na dół. Plan jest taki aby uzupełnić trochę nasze zapasy żywności, a także picia po bardziej przystępnych cenach niż w wysokogórskich schroniskach. Schodzimy więc do Tatrzańskiej Łomnicy.
|
|
Śniadanie w schronisku na dwóch tysiącach metrów już od samego początku dnia pozytywnie wpływa na nasze nastroje. Przez okno staramy się wywnioskować co też pogoda nam dzisiaj zafunduje. Póki co na niebie widzimy tylko trochę chmur, ale według prognoz wiemy, że dziś ma nastąpić krótkotrwałe załamanie pogody. Nie wiemy tylko kiedy dokładnie...
|
|
Ze schroniska wyruszyliśmy wraz z większą ilością turystów niż w poprzednich dniach. My już troszkę markotni, bo to był ostatni dzień naszej obecnej tatrzańskiej przygody. Z drugiej jednak strony liczyliśmy się z koniecznością bezpośredniego zejścia na dół ze względu na deszcz. Tak więc trochę pocieszeni jednak zaistniałą sytuacją znowu znajdujemy się w skale na podejściu pod Rohatkę. Za nami natomiast kłębią się w dole olbrzymie masywy śnieżnobiałych chmur.
|
|
Wychodząc z mieszkania popatrzyłem się do góry. Na niebie świeciło i błyszczało tysiące gwiazd. Bezchmurne niebo dawało wielką nadzieję na udany dzień, a ja z plecakiem kierowałem się na przystanek autobusowy. Niecałe trzy godziny później byłem już w Zakopanem.
|
|
Tatry już z daleka świecą swoją bielą po ostatnich opadach śniegu. O 6.30 odbieram Tomka z Zakopanego i chwilę później zostawiamy autko na jeszcze dość pustym parkingu w Palenicy. Wszystko dzieje się w tegoroczne Święto Niepodległości, które postanowiłem spędzić możliwie atrakcyjnie, czyli po tatrzańsku.
|
|
Po nocnych rozmowach Polaków nie wstaliśmy wcześnie. Koniec końców na szlak wyszliśmy dopiero coś po 10-tej. Na początek sprawdzenie detektorów i w drogę ku górze. Pierwszy wzgórek to Grześ. O ile z okna schroniska udało się zrobić zdjęcie nawet wierzchołka Jarząbczego, o tyle na szlaku ogarnęła nas znów szarość. Gdzieś tam co prawda błękit chyba się pojawiał wyżej, ale później równie szybko znikał.
|
|
|