!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




Górski Świat - relacje ze szlaków tatrzańskich

Siwa Polana - Polana Trzydniówka - Trzydniowiański Wierch - Kończysty Wierch - Jarząbczy Wierch - Wołowiec - Wyżnia Chochołowska Dolina - Schronisko na Chochołowskiej Polanie - Siwa Polana

Kolejną wycieczkę tego lata rozpoczęliśmy o godzinie 4.50, kiedy to wyjechaliśmy z dworca w Krakowie. Po drodze przez długi odcinek jechaliśmy w chmurach i przy bardzo kiepskiej widoczności. Na szczęście za miejscowością Naprawa wyjechaliśmy z chmur, a na horyzoncie pojawiły się Tatry. W porannym słońcu dotarliśmy autobusem do Zakopanego, a następnie busem na skraj Siwej Polany. To właśnie tutaj rozpoczęła się nasza dzisiejsza wędrówka tatrzańskimi szlakami.

Dzień zapowiadał się bardzo obiecująco i słonecznie, kiedy to przemierzaliśmy rozświetloną w słońcu Siwą Polanę (foto), (foto). Mimo że była dopiero pierwsza połowa sierpnia, temperatura była bardzo niska - co dało się odczuć szczególnie po tym jak weszliśmy do lasu. Teraz jedynie w miarę szybki marsz mógł sprawić aby nie było nam zimno. Z prawej towarzyszył nam delikatnie szumiący Chochołowski Potok.

Pierwszy przystanek robimy sobie na Polanie Huciska. Ładnie widać stąd już niedalekie szczyty Tatr Zachodnich (foto), (foto). Dziwi mnie tylko trochę fakt że jest tak pusto na szlaku - ale w sumie to tym lepiej dla nas. Wyruszamy dalej (foto), mijamy kolejne odgałęzienia szlaków: Ścieżki nad Reglami, szlaku na Iwaniacką Przełęcz oraz na Ornak. Dopiero kolejne odgałęzienie to "nasz szlak". Rozgałęzienie znajduje się na Polanie Trzydniówka i od teraz idziemy za znakami czerwonymi. Jedynie pierwszy dość krótki odcinek szlaku jest delikatnie nachylony, później jest coraz bardziej stromo (foto), (foto), a wyjście powyżej górnej granicy lasu wymaga od nas naprawdę sporego wysiłku (foto), (foto), (foto).

Droga nam się strasznie dłuży i z niecierpliwością wypatrujemy wreszcie końca podejścia, ale na to musimy czekać naprawdę długo (foto), (foto). Obserwując szczyt Bobrowca po przeciwnej stronie Doliny Chochołowskiej stwierdzamy jednak, że musi być już niedaleko. Wreszcie wchodzimy w pasmo kosodrzewiny (foto), (foto). Odsłaniają się widoki (foto), (foto), (foto), ale z drugiej strony zauważamy że przybyło bardzo dużo chmur podczas tego naszego podejścia (foto), (foto), (foto). Na szczęście nie wyglądają one na burzowe - choć na deszczowe być może tak. Na szczycie Trzydniowiańskiego Wierchu (1765 m) robimy sobie pierwszy dłuższy postój(foto), (foto). Gorąca herbata, śniadanie - chwila odpoczynku po prostu. Tak jak wcześniej prawie nikogo nie ma na szlaku, zauważamy jedynie jedną osobę podchodzącą szlakiem czerwonym od strony Doliny Jarząbczej. Martwią mnie dalej tylko te chmury kłębiące się nad właśnie tymi szczytami na które teraz się udajemy.

Wyruszamy w dalszą drogę. Szlak jest tu dużo łagodniejszy niż poprzednio, dopiero dalej znowu się podnosi wymuszając na nas włożenia trochę wysiłku, aby wreszcie osiągnąć te 2002 metry - czyli wierzchołek leżącego w głównej grani Tatr Kończystego Wierchu. W ten sposób docieramy na granicę polsko-słowacką (foto), (foto), (foto), (foto). Odsłania się też widok na Dolinę Raczkową i Raczkowe Stawy (foto). Tutaj dogania nas turysta, widziany wcześniej z Trzydniowiańskiego Wierchu. Zamieniamy z nim parę zdań na tematy oczywiście górskie i wyruszamy w dalszą drogę. Z naszego wcześniejszego szlaku skręcamy w prawo i teraz schodzimy troszkę w dół, po to by niedługo rozpocząć podejście pod Jarząbczy Wierch (2137 m). Dookoła nas znajdują się dość groźnie wyglądające chmury, wkrótce też wchodzimy w nie. Widoczność spada do kilkudziesięciu metrów (foto), (foto). Jest to naprawdę ciekawe uczucie, mając świadomość że się znajduje około 1300 metrów wyżej od Zakopanego - tam ludzie patrzą na Tatry widząc gdzieś wysoko wierzchołki w chmurach - my właśnie jesteśmy w tych chmurach. Jednocześnie trzeba powiedzieć, że większego niebezpieczeństwa nie ma na tym szlaku idąc przy takiej widoczności. Ścieżka jest dość wyraźna, ponadto nie idziemy nią pierwszy raz. Podejście na Jarząbczy nie jest bardzo długie i w końcu osiągamy szczyt. Warto tu zaznaczyć, że sam wierzchołek znajduje się już po stronie słowackiej ale w bardzo niedużej odległości od granicy w związku z czym decydujemy się wejść na niego. Tutaj oczywiście zatrzymujemy się na dłużej, co przynosi bardzo dobre efekty - gdyż wkrótce chmury się rozwiewają i możemy podziwiać piękną panoramę Tatr Zachodnich (foto), (foto*), (foto). Tatry Wysokie pozostają niestety dalej niewidoczne, odgrodzone od nas grubą warstwą chmur.

Odpoczynek nasz tutaj trwa około pół godziny, po czym decydujemy się na dalszą drogę (foto), (foto). Zejście z Jarząbczego Wierchu na położoną 300 metrów niżej Niską Przełęcz (1831 m) nie trwa specjalnie długo. Po jej osiągnięciu szlak znowu zaczyna podnosić się trochę, kierując się ku wierzchołkowi Łopaty (1958 m). Z lewej strony widzimy bardzo atrakcyjną turystycznie i krajobrazowo Jamnicką Dolinę, w której znajdują się Jamnickie Stawy, a po jej drugiej stronie górują nad nią słynne, budzące respekt Rohacze - trochę przypominające swoim charakterem szczyty Tatr Wysokich. W chwili obecnej idziemy raz w słońcu, raz pośród chmur (foto). Chwilami wydaje mi się, że spadają gdzieniegdzie płatki śniegu - co nie jest do końca wykluczone bo jest naprawdę zimno, a padać ma z czego. Tak przechodzimy obok wierzchołka Łopaty (szlak nie wiedzie przez sam szczyt) (foto), dochodzimy do Dziurawej Przełęczy i rozpoczynamy kolejne, choć na szczęście ostatnie podejście dnia dzisiejszego, a mianowicie pod wierzchołek Wołowca (2064 m) (foto), (foto), (foto*).

Teraz czujemy już "w nogach" drogę jaką dziś pokonaliśmy i idzie nam dość ciężko. Co chwila następuje krótki odpoczynek na parę sekund, aby później jeszcze mozolniej kontynuować podejście. Jeszcze kilkadziesiąt, kilkadzieści, kilkanaście metrów... i wreszcie odsłaniają się widoki na Dolinę Rohackę - osiągamy rozległy wierzchołek Wołowca (foto), (foto*), (foto). Jest zimno i wietrznie. Na szczęście chmury znajdują się dość wysoko w chwili obecnej, w związku z czym wszystkie pobliskie szczyty i doliny są w miarę dobrze widoczne. Zatrzymujemy się w małym obniżeniu, aby w miarę spokojnie zjeść trzecie czy może już czwarte "śniadanie". Mimo niezbyt sprzyjających warunków pogodowych zostajemy na szczycie dość długo. W końcu dochodzimy do wniosku że pora na nas. Robimy jeszcze kilka fotek (foto), (foto) i znowu wyruszamy, choć tym razem schodzimy już w stronę schroniska.

Po chwili dochodzimy do rozgałęzienia szlaków i skręcając w prawo zaczynamy schodzić zielonym szlakiem w Chochołowską Dolinę Wyżnią. Tutaj dość szybko tracimy wysokość, wchodzimy w kosodrzewinę a później w las. Około 17.30 wychodzimy wreszcie na Chochołowską Polanę i skręcamy w lewo w stronę schroniska. Po całym dniu zamawiamy z utęsknieniem coś gorącego do jedzenia, a po chwili wychodzimy na zewnątrz pod parasole i z dużą satysfakcją otwieramy sobie po piwku które nieśliśmy przez całą naszą dzisiejszą wycieczkę w plecaku. Ta chwila odpoczynku, a także otaczający las sprawiły że wogle nie zauważyliśmy ciemnych chmur jakie nadeszły nad Chochołowską Dolinę. Dopiero uświadomił nam to... silny grad który nagle zaczął z dużym impetem padać przed schroniskiem. Z jednej strony zawsze to jakieś urozmaicenie w wycieczce :) ale z drugiej jak sobie pomyślimy o dalszej półtoragodzinnej drodze w takich warunkach to nie napawa to nas optymizmem. No i czekamy tak sobie 10, 20 minut no i jednak następuje decyzja - idziemy. Grad już przestał padać, ale za to następuje prawdziwa ulewa. Wyruszamy spod schroniska żeganani zdziwionym wzrokiem innych turystów, którzy jak się domyślamy zostają tutaj na noc. Tak przechodzimy przez Chochołowską Polanę i wchodzimy w las. Jesteśmy już kompletnie przemoczeni i dość zmarznięci. Mijamy Polanę Trzydniówka, zamykając w ten sposób "koło" jakie dzisiaj zrobiliśmy. Na Polanie Huciska dochodzimy do wniosku, że pożyczymy rowery i na nich już zjedziemy na Siwą Polanę. Oczywiście miła jazda to to nie jest - w strugach deszczu i to rowerem bez błotników, chociaż w sumie to już bardziej zmoknąć chyba i tak nie możemy. Jako, że droga tutaj jest już asfaltowa i cały czas wiedzie w dół jedzie się szybko i z małym wysiłkiem. Po chwili jesteśmy już na miejscu i oddajemy rowery. Niestety dowiadujemy się, że busa żadnego już nie ma bo i praktycznie nie ma turystów, że może przyjedzie ale niekoniecznie. Udajemy się w takim razie na pobliski parking i wypatrujemy tam pewne małżeństwo, które akurat szykuje się do odjazdu do Zakopanego. Przemoknięci, brudni i ogólnie wyglądający dość rozpaczliwie podchodzimy do nich i do ładnego i czystego w środku samochodu pytając się czy możemy się zabrać. Na szczęście wyrażają na to zgodę - no i ładujemy się do środka. Odjeżdzamy, a za chwilkę czujemy miłe ciepełko z samochodowego ogrzewania. Po drodze mijamy tablicę ze wskazaniami temperatur - przy drodze 2 stopnie! Teraz to już nie mamy wątpliwości, że na górze był śnieg. Chwilę później wysiadamy przy dworcu w Zakopanem - jak się okazało, wspomniane małżeństwo specjalnie nadłożyło drogi aby nas tu dowieźć - chyba faktycznie wzbudzaliśmy litość naszym wyglądem :) Podziękowania dla nich. Tak się kończy nasza dzisiejsza wycieczka - teraz jeszcze powrót do Krakowa - ale tu już nic ciekawego się nie wydarza. Warto jedynie zaznaczyć jeszcze, że następnego dnia spada całkiem dużo śniegu w Tatrach i na pewien czas robi się tam zima.

foto* - zdjęcie z dostępnym szczegółowym opisem graficznym

Mapa regionu wycieczki opisanej powyżej

Kliknięcie na miniaturce spowoduje powiększenie mapy (394 KB)
Mapa została zamieszczona dzięki uprzejmości wydawnictwa Polkart.





Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.