!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




Górski Świat - relacje ze szlaków tatrzańskich

Stary Smokowiec - Siodełko - Wodospady Zimnej Wody - Schronisko Zamkowskiego - Schronisko Tery'ego - Lodowa Przełęcz - Dolina Jaworowa - Jaworzyna Spiska - Łysa Polana

Po raz kolejny siedząc z mapą w ręce zastanawiałem się gdzie można by tym razem się wybrać i jaką trasę obrać. Miałem do dyspozycji tylko jeden dzień wyjazdu - łącznie z wyjazdem i powrotem do Krakowa autobusem, co mnie mocno ograniczało w przypadku, gdyby wybór padł na Tatry Słowackie. Zacząłem się jednak zastanawiać i doszedłem do wniosku że jestem w stanie zrobić bardzo ciekawą trasę właśnie po słowackiej stronie Tatr i to wychodząc na 2376 m...

Około godziny 7.35 znalazłem się na przejściu granicznym w Łysej Polanie. Przeszedłem granicę (foto) i udałem się na najbliższy przystanek słowackiej komunikacji autobusowej. Zgodnie z tym co znalazłem w Internecie dowiedziałem się, że się spóźniłem na autobus, który odjechał przed chwilą i teraz muszę czekać na kolejny prawie godzinę. Co prawda brałem pod uwagę taki wariant, ale oczywiście nie byłem zadowolony z takiego obrotu sprawy. Wiedziałem, że w takim przypadku naprawdę przez całą planowaną trasę będę musiał iść dość szybko i nie będzie czasu na żadne dłuższe postoje, jeśli chcę przed zapadnięciem zmroku zejść na dół i w dodatku zdążyć jeszcze na busa z Palenicy do Zakopanego. Moje rozmyślania przerwał autobus, który przyjechał na kilkanaście minut przed planowanym odjazdem.

Mając sporo czasu wykupiłem sobie spokojnie bilet i usiadłem. Nie spodziewałem się aby cokolwiek w ciągu najbliższej godziny miało mnie zaskoczyć... ale jednak. Kiedy już prawie ruszaliśmy do autobusu wsiadł pewien Pan, który zaczął tłumaczyć kierowcy, że wczoraj także jechał tym autobusem i kierowca się pomylił i mu policzył... za mało za podróż! Całkowicie zaskoczony kierowca po krótkich rozmowach przyjął w końcu pieniądze za wczorajszą oraz dzisiejszą podróż. Warto wspomnieć, że owy wspomniany Pan był Polakiem.

Podróż początkowo mijała spokojnie, aż do chwili kiedy minęliśmy Tatrzańską Kotlinę. Zaraz za nią zaczęły się pojawiać pierwsze oznaki ubiegłorocznej wichury. Połamane drzewa, wystające kikuty, spustoszony krajobraz - widok niesamowicie przygnębiający. Dalej było tylko coraz gorzej. Okolice Tatrzańskiej Łomnicy to po prostu był koszmar, ale i tak zaistniała tam sytuacja była lepsza niż w niedalekim Starym Smokowcu. To właśnie w tym ostatnim wysiadłem na dworcu (foto). Widziałem wcześniej różne zdjęcia w Internecie, ale nie spodziewałem się jednak że aż tak to wygląda (foto). Hotele, pensjonaty znajdujące się dawniej w gęstym pięknym lesie, stały teraz niemal opustoszone w księżycowym krajobrazie pośród wspomnianych wcześniej kikutów (foto). Atmosfera panująca w mieście była straszna - co prawda centrum miasteczka wyglądało na w miarę nienaruszone (foto), ale wystarczyło rozejrzeć się dookoła aby zobaczyć jaka tragedia tutaj miała miejsce.

Kieruję się powoli na szlak o kolorze zielonym. Początkowy odcinek prowadzi przez tereny ogromnie spustoszone przez wichurę (foto), (foto). Jako że niebieski szlak na odcinku pomiędzy Starym Smokovcem a Tatrzańską Magistralą, biegnący docelowo na Sławskowski Szczyt jest zamknięty - ruch na zielonym szlaku można uznać za naprawdę spory. Widać po większości turystów, że są przygnębieni tym wszystkim co tu miało miejsce. Na szczęście po kilkudziestu minutach wchodzę ponownie w las w miarę "nieuszkodzony" i idąc takim osiągam swój pierwszy cel jakim jest Siodełko (słow. Hrebienok). Jako że panuje tu straszny tłok, a i specjalnie długiej drogi nie mam jeszcze za sobą, mój postój ogranicza się może do 2-3 minut. Zwracam jednak uwagę na znajdujący się tutaj budynek bufetu oraz hotelu górskiego, który według mnie nie pasuje swoim stylem do tego miejsca (foto). No ale to być może to już jest kwestia gustu.

Po tych przemyśleniach, zaczynam zejście w stronę Wodospadów Zimnej Wody, a po paru minutach znajduję się przy Schronisku Bilika, które już dużo lepiej komponuje się w otoczenie (foto). Tutaj problemem okazało się zrobienie mu zdjęcia tak, aby nie było przy okazji na nim 20 przypadkowych turystów. W końcu wyczekuje taki moment kiedy była mała przerwa w olbrzymim tłumie turystów, pstrykam zdjęcie i idę dalej. Po chwili dobrze już słyszę huk spadającej i kotłującej się wody. Znowu kilka zdjęć (foto), (foto), (foto) i ruszam dalej szybkim tempem pamiętając o małej ilości czasu jakim dysponuje.

Mimo to za niedługo zatrzymuję się na pierwszy postój, gdzie wypijam troszkę gorącej herbaty - a mianowicie zatrzymuję się przy Rainerovej Chacie (foto). Jest to bufet oraz punkt informacyjny, czynny w sezonie w godzinach 9.00-18.00 od poniedziałku do piątku oraz od 9.30 do 16.30 w soboty i niedziele. Siedząc i patrząc na niebo niestety spodziewam się że pogoda do dobrych dziś należeć nie będzie. Niebo jest całkowicie zachmurzone i w każdej chwili możliwy jest deszcz. Zaczynam teraz iść w stronę kolejnego schroniska jakim jest Schronisko Zamkowskiego. Początkowo dalej zmierzam za znakami niebieskimi, jednak wkrótce mój szlak krzyżuje się z Tatrzańską Magistralą, gdzie skręcam w prawo. W niedługim czasie dochodzę do pięknego Wyżniego Wodospadu znajdującego się na Potoku Małej Zimnej Wody (foto). Przechodzę przez mostek i zaczynam się teraz wznosić ku zawieszonej w stosunku do Doliny Staroleśnej - Dolinie Małej Zimnej Wody. Wychodzę też niedługo w miejsce skąd widać część Doliny Staroleśnej - niestety wierzchołki otaczających jej szczytów znajdują się w chmurach (foto). Widać także znajdujące się po drugiej stronie dna doliny budynki na Siodełku, gdzie też niedawno się znajdowałem. "Widokowy" odcinek szlaku nie jest specjalnie długi i po chwili wchodzę znowu do lasu, aby koło godziny 11.45 znaleźć się przy wspomnianym wcześniej Schronisku Zamkowskiego (foto). Tutaj znowu przerwa na herbatę i idę wreszcie w dalszą podróż - godzina naprawdę nie jest wczesna, a trzeba pamiętać że to już końcówka sierpnia i dzień nie jest już tak długi jak jeszcze kilka tygodni wcześniej.

Od tego miejsca zaczynają towarzyszyć mi znaki zielone, według których będę szedł już do samego końca. Od razu widać tu mniejszy ruch turystyczny - praktycznie w pewnej chwili nie widzę nikogo dookoła siebie. Niestety szczytów dookoła siebie też nie do końca widzę - chmury jak były tak są i nie zanosi się specjalnie na poprawę (foto). Jak zawsze jednak można się dopatrzyć pozytywnych oraz ciekawych wrażeń, chodząc po górach w takich warunkach pogodowych. Ledwo widoczne turnie i skały wyłaniające się zza chmur, tworzą swego rodzaju niezapomniany klimat (foto), (foto), (foto), (foto). Chmury spoczywające u wyjścia żlebu spomiędzy otaczających go skał również dodają temu miejscu jakiś trudny do opisania urok (foto).

Po sporym odcinku marszu dnem doliny, dochodzę do ostrego zakrętu w lewo, po czym rozpoczynam podejście pokonując stopniowo próg Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Wartym wspomnienia jest tutaj przejście obok przepięknej Siklawy spadającej po mocno nachylonych płytach skalnych (foto). Wysokość zdobywam dość szybko i wkrótce staję pod Schroniskiem Tery'ego, położonym na wysokości 2015 m - najwyżej położonym całorocznym schroniskiem w Tatrach (foto), (foto). Aby dotrzeć do jadalni trzeba jednak pokonać jeszcze z kilkanaście schodów, co niby nie jest po pokonaniu całej drogi niczym szczególnym, jednak wystarczy spojrzeć na reakcję wymęczonych dojściem tutaj turystów, którzy widząc te schody wyglądają na kompletnie zrezygnowanych :) Jadalnia jest niewielka i w związku z tym jest dość tłoczno. Zamawiam buchty na parze w polewie czekoladowej - dość szybko je zjadam, choć muszę przyznać że rok wcześniej w Schronisku pod Wagą smakowały mi dużo bardziej. Z chęcią napiłbym się jakiegoś piwka, ale po pierwsze mam mało czasu, a po drugie przede mną teraz najtrudniejszy odcinek szlaku. Tak więc wychodzę przed schronisko. Ku mojemu zaskoczeniu chmury troszkę się "rozdarły" i gdzieniegdzie prześwituje błękitne niebo (foto). Widać chwilami nawet wierzchołki Durnego Szczytu (2621 m) oraz Łomnicy (2634 m) - odpowiednio czwartego oraz drugiego co do wysokości szczytu w Tatrach (foto). Chmury jednak dość szybko przelatują i po chwili znowu je przesłaniają, odsłaniając za to inne miejsca (foto).

Około 13.45 ruszam w dalszą drogę. Tutaj już naprawdę zostawiam zdecydowaną większość turystów. Podążam wzdłuż brzegu Pośredniego oraz przechodzę w niedużej odległości od Wielkiego i Małego Stawu Spiskiego. Po chwili mój szlak odbija w lewo i wspina się po skałach (foto), aby przejść na drugą stronę Lodowej Grani. Od teraz wędruje już w chmurach, choć nie tak bardzo gęstych gdyż widoczność sięga może z 200-300 metrów (foto), (foto). Szlak obniża się troszkę, aż do rozgałęzienia szlaków - zielonego i żółtego. Żółty biegnie na Czerwoną Ławkę (2352 m) i jest trudniejszym szlakiem od tego mojego, choć i mój posiada pewien nieprzyjemny dość odcinek, no ale o tym za chwilkę. Po minięciu rozstaju podchodzę za znakami zielonymi troszkę do góry i niedługo moim oczom ukazuje się Lodowa Przełęcz (2376 m) (foto) oraz najwyżej położony stały staw w Tatrach, a mianowicie Lodowy Stawek który położony jest na wysokości 2192 m (według niektórych źródeł 2157 m), o głębokości sięgającej 4,5 metra oraz powierzchni 0,4 ha. Mimo że jest koniec sierpnia widać na nim spory płat kry lodowej (foto), (foto).

Zaraz za stawkiem rozpoczyna się ostatnie podejście pod Lodową Przełęcz (2376 m), jednocześnie najmniej przyjemne. Trudność tego podejścia polega na tym, że idzie się bardzo nieprzyjemnymi piargami, co chwila osuwającymi się spod nóg. Mimo że nie ma tutaj ekspozycji ani trudności związanych z poruszaniem się po skale, jest bardzo nieprzyjemnie. Trudno właściwie powiedzieć czy lepiej iść samym szlakiem czy lepiej trochę z boku - ja początkowo wybieram ten drugi wariant, jednak w pewnym miejscu dochodzę do wniosku że w którą stronę nie zrobię kroku prawdopodobnie wywołam małą lawinę kamienną i zacznę zjeżdżać. Ratują mnie tutaj trochę kijki które pozwalają mi utrzymać się w kilku miejscach na nogach. W połowie podejścia zauważam, a właściwie słyszę turystę schodzącego z góry - który pewnymi słowami, na ogół przyjętymi za niecenzuralne, komentuje przyjemność schodzenia tym szlakiem. Jako że jednak część słów nie do końca rozumiem, choć raczej domyślam się ich znaczenia, wnioskuję że to chyba Słowak :) Potwierdza się to w momencie gdy się wymijamy i turystycznie pozdrawiamy. Podchodzę dalej, spoglądając z ulgą na zbliżającą się z każdym krokiem przełęcz. Wreszcie o godzinie 15.00 wychodzę na siodło przełęczy! Tak więc zdobywam najwyżej położoną na znakowanym szlaku, przełęcz w Tatrach.

Duże wrażenie robi pobliski Ostry Szczyt (2367 m) (foto), a także cała Jaworowa Grań (foto). Widoczność na tę stronę może też nie jest rewelacyjna, ale z pewnością dużo lepsza niż na stronę Lodowej Dolinki, gdzie chwilami widoczność ogranicza się do kilkudziesięciu metrów (foto), (foto). Podchodzę do grupy trojga turystów (jedynych znajdujących się tutaj), którzy podobnie jak ja wkładają na siebie co tylko możliwe jest do ubrania, gdyż silny wiatr i dość niska temperatura sprawiają że jest naprawdę zimno. Toczy się tu bardzo interesująca rozmowa na tematy oczywiście górskie, do której też się przyłączam. W międzyczasie wyciągam termos z gorącą herbatą, która jak zwykle świetnie się sprawdza w takich miejscach i przy takich warunkach. W sumie na przełęczy mimo dość małej ilości czasu jaką posiadam, spędzam sporą chwilę - bo w sumie prawie godzinę. Trzeba to będzie później jakoś nadrobić. Wraz z czasem troszkę się poprawia widoczność zarówno na jedną jak i drugą stronę - choć na stronę Lodowej Dolinki dalej nie widać wiele więcej niż Lodowy Stawek 200 metrów poniżej (foto).

W końcu szykuję się do dalszej drogi. Z przyjemnością schodzę poniżej przełęczy, gdzie cichnie wiatr. Szlak tu jest dużo przyjemniejszy niż wcześniej i mimo że ścieżka też jest dość wąska i kamienista to nic nie osuwa się już spod nóg (foto). Mijam się tu jeszcze z dwójką turystów, którzy podobnie jak ja są prawdopodobnie jednymi z ostatnich będących dzisiaj na Lodowej Przełęczy. Teraz jestem już zupełnie sam na szlaku. Schodząc tutaj dość szybko tracę wysokość, choć dobrze zdaję sobie sprawę, że różnica wysokości między zdobytą niedawno przełęczą, a Jaworzyną Spiską to prawie półtora kilometra. Niedługo odsłania mi się Żabi Staw Jaworowy (1878 m) (foto), który naprawdę ładnie wygląda ze szlaku na tle Jaworowych Szczytów (2418, 2380 m) (foto). Wkrótce zaskakuje mnie także słońce, które wygląda wreszcie zza chmur.

Odwracając się, bardzo imponująco przedstawia się teraz masyw Lodowego Szczytu (2627 m), górujący nad doliną (foto). Muszę przyznać, że ogólnie cała dolina robi niesamowite wrażenie (foto), (foto). Szlak skręca teraz bardziej w stronę północną, a w oddali widać już Murań (1890 m) położony w Tatrach Bielskich (foto). Idąc dnem doliny wzdłuż Jaworowego Potoku, wchodzę w pasmo kosodrzewiny co świadczy, że zszedłem już na wysokość około 1700 metrów. Z kolei na wysokości 1520 metrów przechodzę mostkiem na lewy brzeg wspomnianego przed chwilą potoku (foto). Z tyłu pozostaje za mną niesamowity mur Jaworowych Turni (foto). Widok jest ten na tyle niezwykły i zachwycający, że obiecuję sobie iż w przyszłym roku także znajdę się na tym szlaku (foto). Wkrótce wkraczam też w las, który zasłania mi widoki aż do osiągnięcia dość dużej Jaworowej Polany. Tutaj jestem już naprawdę zmęczony - ale jeśli chcę myśleć o powrocie dzisiaj do Zakopanego i Krakowa, to nie mogę sobie pozwolić na jakiekolwiek dłuższe postoje. Widzę już niedalekie Hawrań (2152 m) oraz Płaczliwą Skałę (2142 m) - najwyższe szczyty Tatr Bielskich, górujące nad Doliną Zadnich Koperszadów (foto). Powoli chyli się ku zachodowi (foto), (foto).

O godzinie 19.05 dochodzę do połączenia szlaków (foto): mojego zielonego, oraz niebieskiego prowadzącego z Przełęczy pod Kopą (1750 m) . Teraz zostało mi według tabliczki 45 minut drogi, jednak ja jestem po niecałej pół godzinie w Jaworzynie Spiskiej (foto). Tu dochodzę do wniosku, że jest za późno na złapanie jakiegoś autobusu do przejścia granicznego w Łysej Polanie, więc wyruszam na nogach w stronę granicy. Po dosłownie 5 minutach okazuje się, że moje założenie było błędne gdyż mija mnie kursowy autobus zmierzający na Łysą Polanę... No cóż, teraz to już chyba faktycznie nic będzie jechało. Droga dość mi się dłuży, a po chwili wyciągam latarkę gdyż robi się na tyle ciemno, że wolę zasygnalizować zbliżającym się samochodom, że poboczem idzie sobie taki dość zmęczony turysta. Po godzinie 20.00 dochodzę na przejście, przechodzę granicę i znowu jestem w Polsce. Na szczęście nie muszę łapać busa jadącego z Palenicy, gdyż jeden czeka właśnie tutaj na takich turystów jak ja. Okazuje się, że ja chyba jestem ostatnim i po około 15 minutach oczekiwania, odjeżdżamy do Zakopanego. Od tej chwili jestem naprawdę bardzo zadowolony z dzisiejszego dnia. Po dojechaniu na dworzec czekam na autobus do Krakowa, kończąc w ten sposób moją dzisiejszą wyprawę na Lodową Przełęcz.

Mapa regionu wycieczki opisanej powyżej

Kliknięcie na miniaturce spowoduje powiększenie mapy (602 KB)
Mapa została zamieszczona dzięki uprzejmości wydawnictwa Polkart.





Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.