!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




Górski Świat - relacje ze szlaków tatrzańskich

Schronisko nad Popradzkim Stawem - Osterwa - Batyżowiecki Staw - Śląski Dom - Polski Grzebień - Dolina Białej Wody - Łysa Polana

Dolina Mięguszowiecka - miejsce uważane przez wielu miłośników Tatr za jedno z najpiękniejszych. Górująca nad nią Grań Baszt, powoli wynurza się w blasku wschodzącego słońca. Prawie kilometr poniżej wierzchołka Szatana (2422 m) budzi się na nastepny dzień, falujący Popradzki Staw. Nastaje kolejny wrześniowy poranek, być może jeden z ostatnich tak ciepłych przed zbliżającą się zimą. Około godziny 6.00 wstaję po nocy spędzonej w Schronisku nad Popradzkim Stawem. Wychodzę przed budynek i samotnie wyruszam w stronę Przełęczy pod Osterwą. Z tego co widzę jestem prawdopodobnie pierwszym opuszczającym schronisko tego poranka.

Wychodząc ze schroniska kieruję się w lewo, okrążając Popradzki Staw od północy. Szlak, którym idę w tej chwili, jest odcinkiem Tatrzańskiej Magistrali - towarzyszą mi więc czerwone znaki malowane na pniach, kamieniach i głazach. Po kilku minutach przekraczam mostek nad Zmarzłym Potokiem płynącym z Doliny Złomisk. Dolina dalej objęta jest półmrokiem, gdyż wschodzące słońce znajduje się jeszcze za nisko, aby przedrzeć się ze swoimi ciepłymi promieniami ponad wierzchołkami górującymi nad doliną od wschodu. Szlak zaczyna się piąć najpierw delikatnie do góry, później jest coraz bardziej stromo. Już w około 10-15 minut drogi od schroniska wychodzę na zakosy, którymi będę szedł aż pod samą przełęcz.

Wędrówka tym szlakiem ma to do siebie, że bardzo szybko zdobywa się wysokość, a jednocześnie droga nie stanowi większego niebezpieczeństwa. Początkowo trzeba się przedzierać przez gęstą kosodrzewinę, później tak jak zwykle rzednieje, aż w końcu prawie całkowicie zanika, tworząc sporadycznie nieregularnie rozrzucone kępki. Na około 1800 metrach decyduję się na śniadanie - oczywiście znowu konserwa. Widoki jednak rekompensują nawet tak marne jedzenie. Przyglądam się schronisku z którego wychodziłem kilkadziesiąt minut temu - dalej cisza i spokój. Postój mój trwa około 15 minut, po czym rozpoczynam ostateczne podejście pod Przełęcz pod Osterwą. Niecierpliwie zerkam co chwilę, jak daleko jeszcze zostało do tej przełęczy, a tu ciągle jeszcze kawałek. Wreszcie ostatnia prosta, ostatnie metry i odsłania mi się widok na... morze chmur (foto), (foto).

Ten niewyobrażalny widok jaki w tej chwili zobaczyłem sprawił, że przez chwilę nie wiedziałem jak mam patrzyć na to wszystko, żeby wreszcie nacieszyć choć trochę oczy. Chmury znajdujące się około 100 metrów poniżej mnie, przykrywały całą Słowację jak okiem sięgnąć. Ten niesamowity kontrast z Doliną Mięguszowiecką, gdzie nie było widać ani jednej chmurki (foto) z całym ich morzem po drugiej stronie grani chyba u każdego wywołałby zachwyt. Nie czekając ani chwili biegnę na wierzchołek pobliskiej Osterwy. Świecące od góry słońce nadaje chmurom przepiękną białą poświatę, natomiast różne bliżej nieokreślone kształty mogą podsuwać wyobraźni, że oto mamy przed sobą kolejne niezwykłe łańcuchy górskie. Wracam znowu na przełęcz, chcąc zerknąć z powrotem na Popradzki Staw, który jednak ze względu na słabe oświetlenie doliny jest dość słabo widoczny.

Kilkanaście minut pobytu na przełęczy i wyruszam dalej za czerwonymi znakami w stronę Batyżowieckich Wodospadów. Tak więc ostatni rzut oka na Mięguszowiecką Dolinę i teraz mogę być myślami już coraz bliżej Kończystej i Doliny Wielickiej. Szlak tu wiedzie dość wąską kamienistą ścieżką stokami Tępej (2285 m). Jest to jeden z dwóch najwyżej położonych odcinków Tatrzańskiej Magistrali (drugi to rejon Rakuskiej Przełęczy). Poranne słońce i niezmącony spokój tu panujący, wprawiłyby na pewno w dobry nastrój każdego zapalonego turystę górskiego. Po kilkunastu minutach marszu ścieżka zaczyna się obniżać opuszczając wysokość 2000 metrów i schodząc do około 1800 metrów (foto). Tutaj też wkraczam w strefę chmur, tak więc widoczność teraz mam mocno ograniczoną. Na wysokości Doliny Stwolskiej mogę jedynie obserwować jak szybko poruszają się mgły do góry pod wpływem świecącego słońca i podnoszącej się temperatury.

Kolejne kilkadziesiąt minut wędrówki przebiega w podobnej atmosferze, aż do momentu kiedy w oddali zaczynam słyszeć Batyżowieckie Wodospady. Po kilku minutach wychodząc zza zakrętu wreszcie je dostrzegam - malownicze strugi wody z hukiem spadające po bardzo stromym stoku, wśród kosodrzewiny (foto). Naprawdę widok warty zobaczenia. Wyciągam aparat i czym prędzej staram się uchwycić tę piękną chwilę, choć wiem że w albumie więcej warte będą wspomnienia niż ten widoczek przeniesiony na papier. Jeszcze kilka minut wędrówki i wychodzę wreszcie na brzeg Batyżowieckiego Stawu. A tutaj... kolejne widoki, które wydają się jeszcze piękniejsze od poprzednich (foto). Siadam w pobliżu wodospadu i napełniam butelki wodą na dalszą wędrówkę.

Tutaj też słyszę pierwszych w dniu dzisiejszym turystów - po około dwóch godzinach drogi! Wreszcie się ukazują ale nie są specjalnie rozmowni - a właściwie wogóle, gdyż nasza rozmowa kończy się na standarowym "cześć". Mimo napiętego planu dzisiejszej wędrówki decyduję się tutaj zostać jeszcze chwilkę - urocze miejsce. Wyruszam jednak w końcu w dalszą drogę, obchodząc najwyższy szczyt Tatr jego południowymi zboczami. Przez kolejne kilkadziesiąt minut towarzyszą mi chmury, jednak w końcu udaje mi się ich pozbyć i wreszcie mogę zobaczyć grań Granatów Wielickich ze Staroleśną (2476 m) oraz Sławkowski Szczyt (2452 m) (foto).

Osiągam niedługo rozstaj szlaków - mój odbiega troszkę w lewo, natomiast w dół w prawo odbija żółtoznakowany szlak. Tutaj też spotykam kilku pracowników HZS, sądząc jednak po tempie ich marszu mogę stwierdzić, że wyruszyli na niedzielny spacer. W dole zaczynam dostrzegać powoli Wielicki Staw (foto). Ścieżka tu już dość mocno zaczyna się obniżać prowadząc mnie do Śląskiego Domu. Wkrótce wyłania mi się też samo schronisko z asfaltowym parkingiem i samochodami - co oczywiście elegancko współgra z całym otoczeniem :) Po dojściu do budynku decyduję się od razu na dalszą wędrówkę. Tutaj opuszczam szlak Tatrzańskiej Magistrali i wchodzę na zielony szlak biegnący na Polski Grzebień (2200 m).

Najpierw idę brzegiem Wielickiego Stawu, po czym odbijam w prawo i znowu zaczynam dość ostre podejście. Na tym odcinku szlaku widać już gdzieniegdzie turystów, ale i tak nie można narzekać na tłok na szlaku (foto). Pokonując podejście obok Wielickiej Siklawy dostaję się wreszcie na próg Wielickiego Ogrodu (foto), który słynie z występującej tu dużej ilości rosnących ziół i kwiatów. Nawet we wrześniu można wyczuć tu dość niezwykłą atmosferę (foto), tym bardziej że z jednej strony opadają ściany Gierlacha (2655 m) a z drugiej Wielickich Granatów sięgających 2400 m.

Z łatwością można zauważyć jak zdecydowanie inna jest ta dolina od opuszczonej rano przeze mnie Doliny Mięguszowieckiej. Mijam niewielki Kwietnicowy Stawek a następnie dochodzę do Długiego Stawu, gdzie ścieżka wiedzie kilkadziesiąt metrów powyżej jego powierzchni (foto). Mocno operujące słońce nadaje mu ciekawą barwę, widać już stąd także okolice Polskiego Grzebienia. Teren wokół jest już całkowicie pozbawiony roślinności, pokonuję kilka zakosów i dochodzę do ostatniej fazy podejścia - kilku łańcuchów. Nie stanowią one specjalnych trudności - choć jeden po tym jak chwyciłem zaczął się dość dziwnie ruszać, ostatecznie wolę więc wykorzystać rzeźbę skał podczas pokonywania tego odcinka szlaku. Tak więc zbliżam się do samej przełęczy i w momencie gdy ją już osiągam nadciągają chmury od północy i otulają całą przełęcz!

Tak więc niestety z widoków nic - choć na 5 minut przed wejściem wydawało się, że wszystko będzie w porządku. No ale takie są góry, choć tym razem mogły jeszcze parę minut z tymi chmurami zaczekać :) Siedzę więc tak i siedzę czekając na poprawę widoczności (foto), ale po około pół godzinie jak ta poprawa nie następuje, postanawiam wyruszyć w dalszą drogę. W końcu chcę dziś dostać się do Krakowa - gdyby nie to pewnie zdecydowałbym się jeszcze wejść na Małą Wysoką (2428 m). Pierwsze 10-15 minut jest dość uciążliwe gdyż żwir i kamienie wyjeżdżają spod nóg dosłownie tak jak chcą i trzeba mocno uważać ażeby nie zjechać sobie razem z nimi, a jednocześnie nie strącić kamyków na osoby idące poniżej. Jednocześnie chmury ograniczają widoczność do kilkunastu, kilkudziesięciu metrów (foto).

Dostaję się wreszcie do rozstaju szlaków - w prawo biegnie szlak na Przełęcz Rohatka (2290 m), w lewo natomiast szlak schodzi w Dolinę Białej Wody i prowadzi on aż do przejścia granicznego w Łysej Polanie. Jest to szlak bardzo długi - 13,5 km, pokonujący prawie 1300 metrów różnicy wysokości, ale z pewnością warty trudu. Niestety dzisiaj widoki mam bardzo ograniczone... a właściwie to nie mam widoków :) Chmury gęsto się umiejscowiły w tym rejonie i nic nie wskazuje na to, że coś może się zmienić w najbliższym czasie. Tak mijam Zmarzły, a następnie Litworowy Staw. Znowu powtarza się sytuacja z rana, kiedy to na szlaku nie ma prawie nikogo (foto). Pewnego specyficznego uroku tej trasie dodają odcinki szlaku, gdzie idzie się dnem potoków (foto).

Wreszcie ukazuje się Zielony Staw w Kaczej Dolinie (foto), a w oddali słychać już także i Kaczą Siklawę. Mimo chmur przykrywających najwyższe partie Tatr, atmosfera tego miejsca jest niezwykle cudna (foto). Niezwykłość Kaczej Siklawy polega na połączeniu spadających jej wód z dużej wysokości wraz z otaczającą ją bujną roślinnością (foto).

Siadam tu na chwilę, myśląc o tym, że za 3-4 godziny opuszczam Tatry na pewien czas. Uwagę moją odwracają dwie osoby idące z przeciwnego kierunku w moją stronę. Jak wspomniałem ruch turystyczny jest bardzo mały, więc na chwilę zatrzymują się przy mnie, aby zamienić ze mną parę słów. Rozmowa ta przeciąga się w co najmniej kilkanaście minut, a spotkany Pan w ciekawy sposób opowiada mi historię, kiedy to w Tatrach Zachodnich podczas mgły spotkał niedźwiedzia, który to nie przepuścił go przez ponad dwie godziny. Później ja wyjaśniam im skąd idę i jakie są warunki, po czym się rozstajemy. Ja wchodzę w las i na najbliższym odcinku pokonuję dość znaczne zejście.

Wkrótce przechodzę mostkiem nad huczącym Świstowym Potokiem, przy okazji myśląc jak potężnym musi on być na wiosnę kiedy topnieją śniegi. Wśród drzew dostrzegam już obozowisko taternickie, a chwilę potem także Polanę pod Wysoką. Miejsce to jest warte szczególnej uwagi, gdyż stanowi jeden z najcudniejszych punktów widokowych w Tatrach - szczególnie tych położonych w niższych partiach. "Gwałtowne wypiętrzenie się szczytów wprost z głębin doliny wprawia widza w zdumienie, a ogromny kontrast wysokościowy nadaje zamknięciu doliny jedyny w swoim rodzaju charakter" (Gyula A.Hefty, János Vigyázó, 1922 r.). Teraz chmury już odsłoniły całkowicie wierzchołki Tatr Wysokich, szkoda że nie było mi to dane gdy byłem na górze.

Wyruszam w dalszą drogę, gdyż mimo już dość niewielkiej wysokości (około 1300 m) do Łysej Polany mam jeszcze 9,5 km. Na najbliższym odcinku szlaku można podziwiać widocznego czasami między drzewami Młynarza (2170 m), który swoim charakterystycznym kształtem stanowi dla wielu symbol Doliny Białej Wody (foto). Stanowi ostoję kozic i niedźwiedzi, a jego ścianami wiodą drogi wspinaczkowe o najwyższych stopniach trudności. Dalsza część drogi to przeplatanie się dłuższych odcinków lesistych z małymi polanami (foto). W końcu przekraczam mostek na Potoku Białej Wody, a więc od teraz idę jego lewym brzegiem. Około 1-1,5 km dalej Biała Woda łączy swe wody z Rybim Potokiem, a potok poniżej tego połączenia zwany jest już dalej Białką.

Teraz kolejnym punktem charakterystycznym na trasie jest polana Biała Woda, na której znajduje się duża leśniczówka TANAP - warto tutaj się zatrzymać na chwilę, gdyż jest to ostatni punkt szlaku, z którego można podziwiać niesamowitą panoramę otoczenia Doliny Białej Wody, włącznie z Gierlachem (2655 m). Stąd jeszcze 3,5 km do Łysej Polany. Szlak poprowadzony jest wzdłuż drogi bitej, służącej jako droga dojazdowa do leśniczówki. Teraz mogę już tylko powspominać ostatnie 5 dni wędrówki. Jednak okazało się, że przeszedłem zamierzoną trasę prawie zgodnie z planem, a więc zrobiłem ponad 120 km, zdobywając każdego dnia szczyty o wysokości co najmniej 2100 m. Tak jak 5 dni temu szedłem Dolina Chochołowską wzdłuż Chochołowskiego Potoku, tak teraz schodzę Doliną Białki wzdłuż potoku o tej samej nazwie - Białka. W końcu widzę pierwsze samochody, dochodzę do drogi asfaltowej, przechodzę przez mostek i przekraczam granicę.

Jest godzina 16.00, teraz wystarczy zaczekać na jakiś bus aby wrócić do Zakopanego i cywilizacji. Dość szybko zauważam jadący bus od strony Morskiego Oka, więc zatrzymuje go i wsiadam. Chwilę później mogę poraz ostatni podziwiać Tatry podczas tego wyjazdu, jadąc busem roztaczają się wspaniałe widoki na Mięguszowieckie, rejon Doliny Gąsienicowej oraz górującą ponad nią Świnicę (2301 m). Dwa dni temu byłem na jej wierzchołku. Teraz dojeżdżam już do Zakopanego, a po chwili wysiadam na dworcu. Kieruję się od razu do kas biletowych i kupuje bilet do Krakowa. W ciągu godziny odjeżdżam, jednak na pewno niedługo tu wrócę. Spełnia się to w niecały miesiąc później, kiedy to rozpoczynam moją wędrówkę od Doliny Małej Łąki. No ale to już jest inna historia...

Mapa regionu wycieczki opisanej powyżej

Kliknięcie na miniaturce spowoduje powiększenie mapy (487 KB)
Mapa została zamieszczona dzięki uprzejmości wydawnictwa Polkart.





Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.