W planie mamy dzisiaj przejście Tatrzańską Magistralą do Doliny Kieżmarskiej i wejście na Jagnięcy Szczyt (2229 m). Jak się jednak później okazało, byliśmy zmuszeni zmienić trochę plany. Mnie niestety dopadła jakaś lekka niestrawność, w związku z czym dużo więcej wysiłku niż normalnie kosztowało mnie chodzenie po górach. Tomek z kolei wpadł na pomysł, aby wjechać kolejką na Łomnicę (2634 m), skoro jesteśmy o tak wczesnej godzinie tak wysoko. Z pewnością pomysł ten ma sporo atutów, poza jednym - bilet kosztuje 550 SK. Dochodzę jednak do wniosku, że faktycznie takiej okazji jak dziś długo chyba nie będę mieć, a przecież nigdy jeszcze nie byłem na wierzchołku Łomnicy. Tak więc pozostaje nam tutaj czekać - pierwszy kurs kolejki to godzina 8.30. Jesteśmy pierwszymi osobami, które kupują bilet w dniu dzisiejszym.
Warto tutaj dodać kilka słów i informacji o kolejce. Wjazd na szczyt Łomnicy odbywa się za pomocą wagonika, który jednorazowo zabiera 15 osób. Wagonik porusza się po linie, która pomiędzy Łomnickim Stawem (czyli miejscem skąd startuje), a wierzchołkiem Łomnicy nie jest zawieszona na żadnych podporach. Pokonuje on więc jednym śmiałym ruchem różnicę wysokości ponad 850 metrów. Największa wysokość nad ziemią jaką osiąga wagonik, to aż 263 metry! Podróż na górę trwa kilka minut, natomiast czas pobytu na górze to w przybliżeniu 40 minut. W budynku kolejki na górze znajduje się luksusowa kawiarnia.
Zbliża się wspomniana wcześniej godzina 8.30. Wraz z kilkunastoma innymi osobami wchodzimy na pokład kolejki (plecaki pozostawiamy koło peronu, nie zmieszczą się do wagonika). Gdy wagonik rusza, szybko pozostaje za nami Łomnicki Staw, bardzo szybko też zdobywamy wysokość. W uszach czuć zmieniające się ciśnienie. Przez długi odcinek nie wyłaniają się nowe szczyty, dopiero gdy przekraczamy wysokość około 2300 m, z każdą chwilą mamy coraz szerszy widok. Wysiadamy na peronie w górnej stacji kolejki. Zanim jednak osiągniemy taras widokowy, musimy pokonać jeszcze kilkadziesiąt schodów. Ostatecznie przechodzimy przez pomieszczenie kawiarni i wychodzimy na taras leżący prawie 1800 metrów powyżej centrum położonej w dole Tatrzańskiej Łomnicy. Panorama stąd jest niezwykle szeroka. Widać niemal wszystkie, a przynajmniej ogromną większość szczytów Tatr Wysokich. Robimy mnóstwo zdjęć w każdą ze stron świata. Na horyzoncie widać nawet Babią Górę (1725 m) oraz trochę bliżej, otoczone morzem chmur i sterczące spośród nich niczym wyspa - wierzchołki Trzech Koron (982 m). Prywatnie uważam jednak, że osiągnięcie szczytu za pomocą kolejki nigdy nie zastąpi wspaniałego uczucia, kiedy to własnymi siłami zdobędzie się szczyt. 40 minut na szczycie to wystarczająco długo jak dla mnie, w związku z czym bez uczucia niedosytu wsiadamy z powrotem do wagonika, który sprowadza nas z powrotem nad Łomnicki Staw. Tutaj nie zatrzymujemy się na długo - jest już godzina 10.30.
Wyruszamy według wcześniejszego planu w stronę Doliny Kieżmarskiej - w mojej opinii jednej z najładniejszych tatrzańskich dolin. Po około pół godzinie drogi, widoki się rozszerzają, widać już Dolinkę Huncowską. Tatrzańska Magistrala wznosi się tutaj, aby osiągnąć kulminację na wysokości 2023 m. Mimo że wysokość nie przyprawia raczej o zawrót głowy, to widoki już z pewnością mogą to zrobić. Co prawda nie widać stąd nie wiadomo ilu szczytów, ale to miejsce ma po prostu w sobie to coś. Jedynie może trochę zbyt dużo turystów jest tutaj jak dla mnie...
Z przełęczy warto podejść na pobliski szczyt Rakuskiej Czuby (2038 m), oddalony ledwie parę minut od przełęczy. Po krótkim pobycie na szczycie rozpoczynamy zejście na dół. Szybko tracimy wysokość, szlak wiedzie zakosami ale dość stromymi. Ostatecznie wchodzi do żlebu, gdzie w ramach ubezpieczenia jest zamontowanych kilka łańcuchów (bez większych trudności). Zielony Staw Kieżmarski jest coraz bliżej nas. Gdy znajdujemy się już przy schronisku słońce oświetla wspaniale okolicę. Zatrzymujemy się na chwilę coś zjeść i pytamy orientacyjnie o nocleg - jak się dowiadujemy kosztuje 395 SK/osobę. Zmieniamy jednak nasz pierwotny plan, według którego mieliśmy teraz iść na Jagnięcy Szczyt.
Ostatecznie udajemy się w dalszą drogę w kierunku Wielkiego Białego Stawu. Jest to ostatni odcinek niezwykle długiego szlaku Tatrzańskiej Magistrali. Wznosi się ona tutaj stale, lecz bardzo delikatnie ku Dolinie Białych Stawów. Teraz jesteśmy już w okolicy bardzo spokojnej. Nie wiem czy to właśnie ten fakt, czy też okolica jest taka piękna, ale naprawdę mi się tutaj podoba. Jestem tutaj już któryś raz w życiu i dochodzę do wniosku, że to jeden z najładniejszych zakątków Tatr. Zarówno Staw Stręgacznik jak i Wielki Biały Staw mają swój niezwykły klimat.
W tym miejscu skręcamy w prawo na szlak, którym jeszcze nigdy nie szedłem - a mianowicie zielony szlak w stronę Schroniska pod Szarotką oraz do Doliny do Siedmiu Źródeł. Na tym szlaku nie spotykamy już ani jednej osoby. Znajdujemy się obecnie w pobliżu umownej granicy pomiędzy Tatrami Bielskimi i Wysokimi. Mijamy malowniczą i dużą Polanę Pastwy, gdzie zostawiamy widoki na Tatry Wysokie. Do schroniska stąd zostaje nam około 40 minut drogi. Ogólnie szlak wiedzie cały czas w dół, jednak na krótkim odcinku musimy pokonać małe podejście do góry, aby stanąć na progu Czarnej Doliny Rakuskiej. Stąd pozostaje nam już zejście kilkoma zakosami do schroniska. Po drodze mijamy kilka miejsc naznaczonych w zimie przez lawiny - połamane pasma drzew. Około 18.50 stajemy przed schroniskiem, nie jest jeszcze całkiem ciemno ale widać, że słońce chyli się już ku zachodowi.
W schronisku obsługa jest miła, jest dość czysta toaleta, prąd i gniazdka w pokojach, jedynie nie ma ciepłej wody. W pokoju w którym dostajemy zakwaterowanie, mieszka już jakaś Polka. Zresztą w ogóle jak słyszymy głosy w jadalni czy w toalecie to głównie Polacy są dzisiaj mieszkańcami tego schroniska. Tak więc szykujemy się do kolejnego noclegu, tym razem na wysokości 1290 m. Jutro mamy zamiar nocować prawie kilometr wyżej... Ale to już w kolejnej relacji
