Wrześniowa noc zastała nas w zakopiańskim Domu Turysty. Nas, czyli mnie i Dziencioła. Przed chwilą spotkaliśmy się na tutejszym dworcu, a jutro mieliśmy rozpocząć nową przygodę z Tatrami. Niepokoiły nas tylko prognozy pogody, a te bezlitośnie wszystkie i zgodnie przepowiadały deszcz, chmury i zimno. Mimo to nie zrezygnowaliśmy. To miał być tylko jeden dzień niepogody, ale i ten jeden dzień chcieliśmy wykorzystać. I tak też zrobiliśmy, a całość rozpoczęła się w słowackiej miejscowości Zdiar, skąd zagłębiliśmy się w góry spowite gęstymi chmurami.
Autobus opuściliśmy w pobliżu miejscowego wyciągu narciarskiego. Teraz zostaliśmy sami, stojąc z ciężkimi plecakami na początku naszej pięciodniowej wysokogórskiej trasy. Chcieliśmy się przyglądnąć naszemu pierwszemu celowi. Ten jednak skryty wysoko w chmurach, pozostawał jedynie w sferze wyobraźni, może ją dodatkowo pobudzając i stwarzając dodatkowy urok temu miejscu.
Pierwsze zdjęcia na szlaku, czy też właściwie jego początku i idziemy. Najpierw trochę w dół, by osiągnąć dno pobliskiej doliny, później wzdłuż potoku. Szlak okazuje się mocno błotnisty, a na dodatek zaczyna padać deszcz. Krople raz mniejsze raz większe spadają na nas. Nie tak to miało wyglądać, ale przed nami całe pięć dni. A prognozy na następne dni są dużo lepsze.
Zatrzymujemy się przy wiacie przy rozejściu szlaków. Krótki posiłek, przechodzi tu też grupka czwórki starszych turystów w pelerynach przeciwdeszczowych, ale oni tylko robią rundkę dnem dolinki. Pokazują nas palcami mówiąc, że z nas straszni zapaleńcy. Pozdrawiają życząc powodzenia, my się odwzajemniamy i ruszamy w swoją stronę. Idziemy do góry ku Szerokiej Przełęczy Bielskiej.
Leśna ścieżka, zrazu szeroka z czasem coraz węższa wyprowadza nas coraz wyżej. To moje trzecie przejście tym szlakiem, więc widoki które stąd trochę kojarzę dodaję sobie w wyobraźni. Nie pozostaje mi nic innego, gdyż wszechobecne chmury skutecznie zasłaniają wszystko co znajduje się choć trochę dalej.
Przechodzimy pod Głośną Skałą, strome podejście przez las wyprowadza nas coraz wyżej. Siadamy na jednej z ławek. Cisza miejsca jest niezwykła, ale... coś zaczyna mocno szeleścić za pobliskim załamaniem terenu. Zbliża się do nas, a po odgłosach można sądzić że nie jest to nic małego. Zerkamy na tutejszą informacyjną tablicę turystyczną, gdzie znajduje się opis niedźwiedzia jako jednego z gospodarzy tego terenu. Bez zbędnych rozmów zarzucamy plecaki na plecy i oddalamy się szybko do góry.
Las zaczyna rzednąć. Chwilami pojawiają się jakby niewielkie przejaśnienia, ale wbrew temu deszcz po chwili się wzmaga. Robi się coraz to chłodniej, a tak właściwie to jest już cholernie zimno. O ile wcześniej można było mówić o mżawce czy deszczu, to teraz bardziej odpowiednim wydaje się być określenie ulewa. Mokrzy przemierzamy szlak przez Szeroką Dolinę.
Na przełęczy chwila przerwy. Zakładam dodatkowy polar. Łukasz robi to samo. Robimy sobie fotki przy tabliczce. To jedyny obiekt który może być widoczny oprócz nas na zdjęciu. Widoków żadnych, pogoda nie zachęca do dłuższego postoju. Ruszamy więc dalej, trochę jeszcze pod górę aby osiągnąć wreszcie Szalony Przechód. To nasz istotny punkt na trasie. Teraz to będzie już z "górki"...
Szybko tracimy wysokość. Mijamy Przełęcz pod Kopą, a kilkadziesiąt minut później jesteśmy nad Wiekim Białym Stawem. Dziś nie tylko staw jest biały, cała okolica jest biała czy też właściwie szara. Tu jednak jest już choć trochę cieplej, tzn. dalej chłodno ale wiatr już nie dokucza. Pstrykamy kilka fotek i gnani chęcią ciepłego pokoju w schronisku udajemy się dalej. Zanurzamy się w otoczenie Doliny Przednich Koperszadów.
Polana pastwy, zbocza Jatek należących do Tatr Bielskich. Ciekawa roślinność i to tutejsze poczucie odludności zatrzymują nas jeszcze na chwilę w tym miejscu. Pogoda jakby się delikatnie zaczynała poprawiać...
Pokonujemy ostatnie wzniesienia, wchodzimy na strome stoki otaczające Dolinę do Siedmiu Źródeł. Jeszcze raz chwila odpoczynku, ale to już niedaleko więc idziemy, zakosami w dół szybko się obniżamy, jeszcze chwila i schronisko, wchodzimy do środka. Z noclegiem nie ma problemu, pozostaje więc wziąć wyczekiwany od dawna ciepły prysznic, no a później zimne piwko po ciepłej kolacji. I tak zastaje nas pierwszy wieczór powyżej pozostałej w dole cywilizacji.
Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.