Pewnego sierpniowego wieczoru, w przeddzień wyjazdu w Tatry siedziałem z mapą i przewodnikiem myśląc jaką trasę by obrać tym razem. Planowałem wyjazd w Tatry Słowackie, ale patrząc na mnogość szlaków jak zwykle nie mogłem się zdecydować. Może na Bystry Przechód, może na Małą Wysoką, a może hmm... no i tu właśnie zacząłęm myśleć o Krywaniu.
No i się zdecydowałem, oby tylko pogoda była sprzyjająca. Spakowałem plecak, studiując czy niczego nie zapomniałem i położyłem się spać. Pobudka czekała mnie bardzo wcześnie rano, już około 3:45 zerwałem się z łóżka i wsiadłem w samochód. Przede mną kilkaset kilometrów, a potem męczące podejście i powrót. Tak więc około godziny 4.00 wyjechałem spod Krosna, mając nadzieję na piękny dzień.
Z początku jednak stało się to czego się obawiałem - mgła! Tak i to taka, że jechałem 5 km/h i w sumie się zatrzymałem bo... nie wiedziałem gdzie się znajduję. Tak zgubiłem się praktycznie 3 km od domu :) Spodziewałem się jednak, że jeśli uda mi się przejechać ze 2-3 km to powinna trochę ustąpić, gdyż prawdopodobnie znajdowałem się na wysokości lotniska krośnieńskiego, gdzie mgły występują bardzo często.
No i dzięki samozaparciu no i chyba także chęci dojechania w końcu w Tatry udało mi się przebrnąć przez mgłę i dojechać do głównej drogi. Dalej droga przebiegała już normalnie, jedyne co jest warte wspomnienia to to, że nie jechałem wprost do Zakopanego tylko po znajomych do Wadowic, gdzie też znalazłem się koło godziny 7.00. Wtedy można już było stwierdzić - dzień zapowiada się piękny!!!
Z takim nastawieniem, wyjechaliśmy już razem we trójkę z Wadowic w stronę Łysej Polany. Krajobrazy w tych okolicach są już typowo górskie, od zachodu Beskid Żywiecki, od wschodu Gorce, a na południu zarysowujące się powoli Tatry. Jedyne co troszkę psuło nam nastrój to dość duży ruch, który zdecydowanie spowalniał naszą podróż. Przed Poroninem jak zwykle korek, ale my skręcamy już za chwilkę w lewo na Bukowinę Tatrzańską. Podjazd pod górę, następnie skręcamy na rondzie w prawo i tak, wreszcie!!! Przepiękna panorama na Tatry (foto). Pierwsze co to stanęliśmy obok na poboczu, gdzie zresztą wielu turystów zatrzymało się, aby także zrobić kilka fotek. Niestety dość późna już godzina poganiała nas, tak więc pojechaliśmy dalej docierając wkrótce na przejście graniczne w Łysej Polanie (foto).
Tutaj oczywiście całe mnóstwo ludzi jedzie drogą po prawej zmierzając w stronę Palenicy Białczańskiej i Morskiego Oka. My przekraczamy granicę i jedziemy tzw. Drogą Wolności. Podróż upływa nam dość szybko, a jedzie się nam tak przyjemnie, że w końcu przejeżdżamy nasz punkt wyjściowy na szlak :) Skoro już tak się stało, to postanawiamy zrobić parę zdjęć na Krywań od zachodu (foto). Po małej sesji zdjęciowej wracamy do Trzech Źródeł.
Zostawiamy samochód i wyruszamy wreszcie na szlak (foto), znakowany na tym odcinku podejścia na zielono. Początek drogi wiedzie oczywiście lasem, gdyż wyruszamy z wysokości około 1150 metrów. Po kilkudziesięciu minutach drogi pod górę wychodzimy, na małą polankę z prześwitem na stronę południową, gdzie znajdują się Tatry Niżne (foto). Nazwa ta dla wielu może być bardzo myląca, gdyż to pasmo pod względem charakteru jest bardzo zbliżone do Tatr Zachodnich i absolutnie nie można Tatr Niżnich utożsamiać z niskimi.
Po przejściu przez polankę wchodzimy znowu w las, aby wreszcie po kolejnych kilkudziestu minutach wyjść ponad górną granicę lasu, gdzie wchodzimy w gęstą kosodrzewinę, która wraz z wysokością karłowacieje. Pojawiają się piękne widoki na Tatry Zachodnie (foto, foto). Powoli jednak nikną one za ramieniem Wyżniej i Niżniej Przehyby, coraz bliżej natomiast maluje się nam wierzchołek Krywania (foto).
Zauważamy, że idąc do tej pory nie spotkaliśmy za dużo turystów, co niewątpliwie jest ogromną przewagą Tatr Słowackich nad Polskimi. Podchodząc coraz bliżej pod wierzchołek Krywania, zbliżamy się także coraz bardziej do opadającego dość stromo Wielkiego Żlebu Krywańskiego (foto). Teraz już dość dobrze widać także, że niedługo nasz szlak połączy się z drugim szlakiem, tzw. Szlakiem Staszica biegnącym od Jamskiego Stawu. Połączenie to następuje zaraz po przekroczeniu żlebu, na wysokości 2140 metrów.
Łatwo jest zauważyć, że tym drugim szlakiem idzie zdecydowanie więcej osób - na szlaku, w chwili obecnej znakowanym już na niebiesko robi się troszkę tłoczno (foto). Znowu pięknie malują się Tatry Zachodnie (foto), natomiast na rozległy widok na stronę wschodnią musimy poczekać jeszcze parę minut, aż osiągniemy grzbiet. Na tej wysokości już oczywiście nie ma prawie żadnej roślinności, idzie się pośród głazowisk, ale ścieżka jest dobrze ułożona (foto).
Wreszcie, tak! wychodzimy na grzbiet gdzie odsłaniają się nam wspaniałe i majestatyczne Tatry Wysokie (foto, foto), a w dole lśni dość odległy Jamski Staw (foto). Teraz dalsza wędrówka odbywa się skalisto-piarżystą ścieżką, biegnącą ramieniem Małego Krywania (2335 m). Właśnie z Małego Krywania, mimo iż nie jest on specjalnie wybitnym szczytem roztacza się przepiękny widok na leżące w Ważeckiej Dolinie, Zielony i Mały Staw Ważecki (foto).
Specjalnie jednak się tutaj nie zatrzymujemy, gdyż na Krywań już nie jest daleko. Mimo, że jesteśmy na wysokości około 2400 metrów, szlak dalej nie jest trudny, choć z pewnością odrobina uwagi nie zaszkodzi (foto). Będąc już w niewielkiej odległości od naszego celu podróży, dowiadujemy się, że nawet na takiej wysokości mogą jednak rosnąć kwiatki i to całkiem ładne (foto). W ten oto sposób docieramy wreszcie na szczyt. Jedno co można powiedzieć od razu po wejściu - było warto!!!
Stoimy na samym wierzchołku najwyższego szczytu w tej okolicy. Odwracając się za siebie, dopiero teraz możemy stwierdzić jak dużo przewyższenia dziś pokonaliśmy (foto). Równina leżąca pod nami położona jest 1,5 km poniżej nas! Ktoś kto nigdy nie stanął na szczycie tego typu jak ten, nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić co człowiek czuje patrząc na poszarpane turnie i baszty, malownicze stawy kilkaset metrów poniżej, płaty wiecznego śniego na zacienionych stokach czy też po prostu na całą panoramę obejmującą dziesiątki kilometrów. Tak, to jest jeden z najpiękniejszych szczytów jakie widziałem i nie darmo Słowacy uważają go za swój symbol.
Najpierw rzucają się w oczy piękne Mięguszowieckie (2438 m) wraz z Cubryną (2376 m) (foto), Rysami (2503 m) i Gierlachem (2655 m) (foto, foto), następnie Tatry Zachodnie (foto), a wreszcie "nasza" polska Świnica (2301 m), Kozi Wierch (2291 m), oraz cała Orla Perć (foto). Będąc na szczycie oczywiście także nie sposób nie zwrócić uwagi na krzyż, który został tutaj umieszczony w sierpniu 2000 roku przez przedstawicieli słowackiej armii (foto). W taki oto sposób udało się nam zdobyć drugi szczyt co do wysokości z Korony Tatr Wysokich.
Pierwsze wrażenie minęło, więc można się rozłożyć ze śniadankiem na szczycie - trzeba przyznać śniadankiem dość wysokogórskim :) (foto, foto, foto). Trzeba przyznać, że kanapki na wysokości 2500 metrów smakują całkowicie inaczej niż przy stole w kuchni. Widoków nie porównuje :) Po spędzeniu około pół godziny na wierzchołku, zbieramy się powoli do zejścia. Jeszcze jedna fotografia wspólna (foto) i schodzimy. Ponieważ droga powrotna pokrywa się z drogą wejściową, więc nie będę zamieszczał tu jej opisu. Jedno co można stwierdzić to to, że ze względu na dość późną godzinę ruch turystyczny znacznie się zmniejszył.
Po około półtorej godziny schodzenia znowu znaleźliśmy się w paśmie kosodrzewiny, skąd malowniczo po raz kolejny prezentuje się nam Krywań (foto). Patrząc nań, aż szkoda się robi że my opuszczamy już to miejsce. Dalsza część drogi powrotnej mija bez specjalnych wydarzeń, więc nie warto ją opisywać. Na około godzinę przed zmierzchem docieramy do samochodu i w 10 minut później wyruszamy w stronę Łysej Polany. Przed samą granicą ukazują nam się jeszcze piękne wierzchołki Hawrania (2152 m) i Płaczliwej Skały (2142 m) - symbolu Tatr Bielskich. (foto, foto).
Tak zakończył się mój kolejny dzień z Tatrami - dalszej podróży powrotnej nie opisuję, gdyż nie ma ona większego związku z górami. Zresztą byłem już dość zmęczony - około 3 godziny snu w nocy, wejście na Krywań i około 600 km drogi za kółkiem zrobiło swoje. Z pewnością jednak będę bardzo mile wspominał tamten dzień i ze spokojnym sumieniem każdemu mogę polecić wejście na Krywań - jest to niesamowite połączenie prostego technicznie wejścia wraz z bardzowysokogórskimi krajobrazami.
