1. jak widać 39 km
2. pięknie przygotowana trasa
3. pradziwa zima
4. nad polana Maliszewskiego
5. jakieś kamole
6. ech Karkonosze, tylko tak było dane mi je podziwieć
7. i jeszcze raz Wysoki Kamień
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Pora na wspomnienia.
Pragnę wam opowiedzieć o najbardziej szalonej i głupiej wyprawie w Tatry w połowie września ubiegłego roku. Pojechalam na tydzień z rodzicami do Zakopanego, ale na 2 dni mialam iść sama w wysokie na Słowację. Niestety w nocy spadł śnieg i musiałam zmienić plany. W końcu po długim namyśle (przez co zrobilo sie bardzo późno) wybraliśmy sie do Chochołowskiej. Widoczność mocno ograniczała mgła, a deszcz aż wisiał w powietrzu. Porzucilam rodziców zaraz po wejściu na teren parku i skierowałam sie najpierw do schroniska, a potem na Wołowiec. Już po drodze mijałam przemarzniętych i ośnieżonych ludzi. Ostrzegali, że na górze strasznie wieje i siecze marznącym deszczem, a widoczność jest zerowa. Mimo to ja dalej szłam w górę. Chciałam dojść do Kończystego a może i na Starorobociański i wrócić do Chochołowskiej. Niezbyt uważnie prześledzilam mapę przed wyjściem i pamiętałam tylko że granią ciągnie sie czerwony szlak. Od przełęczy pogoda naprawdę nie była rewelacyjna, po paru minutach wszystkie sznurki z kurtki były obwieszone sopelkami lodu.
Na Wolowcu na próżno szukałam "naszych" tabliczek kierujących dalej na szlak tylko słowackie. Pokręciłam sie trochę po szczycie w poszukiwaniu szlaku, co chwila chroniąc sie przed wiatrem za kamieniami.Nie było szans na rozłożenie mapy, prawdopodobnie byłyby to jej ostatnie minuty. Ponieważ miała zakodowane że szlak będzie czerwony-więc polazłam na czerwony, i to nic że równolegle był niebieski, chciałam czerwony no to miałam . Po niewiem jak długim podejściu w ciągle wzmagającym sie wietrze dotarłam do łańcuchów . No i tu już do reszty zgłupiałam. Coś mi nie grało, bo co prawda szłam tą trasą po raz pierwszy, ale byłam pewna że ich tu być nie powinno. Jak pewnie większość z Was sie domyśli byłam przed szczytem Ostrego Rohacza. Po chwili namysłu postanawiam iść dalej, aż dojdę do oznakowanego miejsca i dowiem sie gdzie jestem. poza tym to jest właśnie to co tygryski lubią najbardziej. pomyślałam, ze najwyżej wejdę sobie tak troszkęi się potem wrócę. Pocieszająca była świadomość że wciąż jestem na szlaku. Były momenty, że przykucałam za skałą by przeczekać aż wiatr uspokoi się trochę, bym mogła pójść dalej. Takim sposobem pokonałam też Rohacza Płaczliwego. udalo mi sie rozłożyć/podrzeć mapę i zorientować sie w sytuacji. Szybka decyzja-dotrzeć do Ziarskej Przełęczy, tam może będzie mniej wiało i uda mi sie zaplanować powrotną drogę. Dochodząc do przełęczy wychodzę z chmur i oczom nie wierzę. Na słowacji zupełnie inny świat, słońce przebija się przez chmury. Okazuje że mogę wrócić przez Jarzębczy lub tą samą drogą, ale wiedziałam że czasu mi nie starczy bo już było po 17. Co prawda czolówka spoczywała w moim plecaku, ale stwierdziłam w końcu że miałam już wystarczającą porcję ryzyka na ten dzień. Zdecydowałam się na zejście Ziarską dolina do Ziaru. Dotarłam do zupełnie pustego schroniska, przypominając sobie że przeciez od rana niczego nie jadłam.Wrąbałam kapustową polewkę i ruszyłam dalej. Po drodze dodzwoniłam sie do taty informując gdzie jestem. Ten z kolei uparł sie że po mnie przyjedzie. Ponieważ ze Ziaru nie było już żadnego autobusu to przedreptałam asfaltem aż do Liptowskiego Mikulasza. Około północy pojechali po mnie rodzice, pokonując 110 km w jedną stronę. Ale im wycieczkę zafundowałam . To była kolejna lekcja pokory, ale byla tez wielką i niezapomnianą przygoda .
1. trawki
2.Wołowiec
3.kamyczek
4. Rohacki Koń
5. Ziarska przełęcz
6. Ziarska przełęcz
7. Smrek i Baraniec
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-03-2007 09:07 PM przez Danusia.
Piękna przygoda z nieoczekiwanym i nie planowanym zakończeniem.Zdjęcia super.Może Danusia masz jeszcze w zanadrzu podobnie ciekawą historyjkę ( A propo tego chcianego celu> Tatry Słowackie i nieswiadomie zrealizowanego to chyba coś w tym jest bo ja sam kiedyś w Austrii miałem podobną historyjkę .Chciałem zwiedzić taki piękny klasztor w okolicach miasta Saint Poelten przez które przejeżdżaliśmy .Ale rodzinka się uparła ,że nie i nie i że mają już dosyć zwiedzania na dziś.Uległem im i postanowilismy wracać prosto na nocleg.Ale nie wiem w którym momencie źle wybrałem drogę w Saint Poelten .Po 20 min zatrzymałem samochód aby się zorientować wg mapy gdzie jestem i co sie okazało ? Że stoimy dokładnie przed tym klasztorem.A nawet nie wiedziałem wczesniej jak do niego droga prowadzi bo nie sprawdzałem.Po prostu niesamowity przypadek .Rodzina do dziś jest święcie przekonana że świadomie tam drogę wybrałem.A to sam los mnie wtym kierunku prowadził -dziwne historie Podobna jak ta Danusi
Aby wędrować po górach nie wystarczy mieć tylko dobre nogi ale także dobre oczy aby ich piękno podziwiać oraz dobre serce aby je pokochać.... .
A to sam los mnie wtym kierunku prowadził -dziwne historie Podobna jak ta Danusi
Tak, właśnie miałam takie samo przeświadczenie, ze ta Słowacja była mi pisana. Przygoda była naprawdę niesamowita i do dziś czuję dreszczyk emocji na samo wspomnienie. Pamiętam jak kucałam za skałami czekając aż na chwilę wiatr osłabnie by wspiąc się na łańcuchy i to poczucie "marności" w obliczu żywiołu. Na całym szlaku począwszy od podejścia na Wołowiec do samego Liptowskiego Mikulasza nie spotkałam ani jednej osoby (z wyjątkiem chatara w schronisku).
A w zanadrzu coś tam sie jeszcze znajdzie
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
Fotki są piękne-doskonałe uzupełnienie opisu Twej przygody na Rohaczach.Czasem tak bywa-że nie planujemy przygody-a dzieje się.
Dzięki za przypomnienie rejonu Tatr-który tak lubię.
Mam spore zaległości w relacjonowaniu moich wypraw Górskich. W połowie maja odwiedziłam góry stołowe. Wyjazd na dwa dni z czego pierwszy treking na rowrze (troche pchania było) a drugi juz w pełni z buta. Towarzystwo - kolega ze szkolnej ławki,z którym niejeden szlak już udało się przejść. Po drodze szybkie zwiedzenie parku zdrojowego w Polanicy i kościoła w Wambierzycach. Po zaparkowaniu na polanie pod schroniskiem Pasterka pierwszy rzut oka na Szczeliniec.........ale by sie tam znaleźć najpierw trzeba na to zasłużyć .Zatem rowery z bagażnika, wory na plecy i w drogę. Kierunek Skalne Grzyby, troche szlakiem rowerowym ale przede wszystkim pieszym. Formacje skalne robią na mnie ogromne wrażenie. Droga bez wieskzych przeszkód. Troche kamieni, korzeni ale genarealnie rzadko trzeba zsiadać z rowerka. Potem kierujemy sie, na Skały Puchacza. Tu trzeba wspiąc sie na pewną wysokość. Początkowo podjazd długi ale o stałym kącie nachylenia-da sie jechać. Potem nagle pojawia sie stromizna n aktórej ułożone są loki kamienne tak jak płyty chodnikowe. Strome to takie ze ledwo da sie utrzymać stopy by nei zjeżdżały a tu jeszcze rower trzeba pchać. Jest tego z 200 m amoze i więcej. Rower wydaje sie coraz cięższy. Po raz pierwszy w życiu łapią mnie skurcze w............ramionach . Ostatni odcinek pokonuję systemem: hamulce, dwa kroki- przepycham rower o parę centymetrów w góre mocno stając na nogach -hamulce ....itd. Ufff wreszcie jest gzie odpocząć. Potem krótki ale stroy odcinek taką percią , kawałek po wąskeij ścieżce przy skale i ......na szczycie wypłaszczenia. Teraz ścieżka biegnie po prawie płaskim terenie zakończona urwistymi skałami na których co kawałek jest platforma widokowa. Jazdę utrudniaja wielgachne korzenie i progi skalne, ale jakos sobie radzę, choc mocno z tyłu. Doganiam Jacka, rower ma zaklinowany między kamieniami; tak sie zatrzymał i musiał zejść i dopiero wtedy zobaczył,ze na kamieniu dosłownie 10 cm od kierownicy wygrzewa się żmija. Nie dało sie nijak inaczej z rowerami przejśc więc postanowiliśmy ja przenieść winne miejsce. Na szczęście śnięta bardzo była i spokojnie na patyk udało sie ją nabrać i natrawkę odłożyć. No jeszcze sesja zdjeciowa była . Całę wypłaszczenie kończy sie skałą Narożnik. Stąd sporwadzamy rowery aż do Karłowa bo jazda byłaby samobójstwem . No i bardzo przyjemny odcinek po łakach wokół Szczelińca aż do Pasterki. Tu rowery pakujemy do auta, plecaki przepakowujemy i piechotą na Szczeliniec. Późne popołudnie, widoczność rewelacyjna, na górze prócz osługi ni żywego ducha.........poprosu pięknie. Widok dech zapiera. Wrażenie niesamowite. W dali widać Karkonosze z górującą Śnieżką - tego dnia tam wędrował Sylwestr z Małgosią. U podnuża widać najbliższe wypiętrzenie -to Broumovskie Stieny -jutrzejszy cel. Plecak ląduje na nowiutkim łóżku (schronisko świeżo po remoncie) i już bez obciążenia idzemy poogladać twory skalne: tron Liczyrzepy, Wielbłąda, Głowę Konia, Małpoluda......no i Piekiełko. W ostatnich promieniach dnia posiłek na tarasie widokowym i browarek Jeszczekilka zdjęć i...........długie rozmowy z przesympatyczną obsługą. Rano śniadanie znó na dworze. Pogoda dopisuje, choć powietrze nie jest już takie przejżyste. Ciężko z tąd odchodzić................alerzesze nadciągających turystów dają sygnał do odwrotu. Jedziemy do Czech. Pokrótkim podejściu wyłąnia sie Kaplica Marii Śnieżnej, o dziwnym kształcie, bo zbudowana naplanie gwiazdy. Tuż obok schronisko Hvezda zbudowane w stylu szwajcarskim,z tarasem widokowym tuż nad urwiskiem. A potem szlakiem między formacjami skalnymi o najdziwniejszych kształtach i rozmiarach. Widoki z góry na rozległe okolice oraz z dolin, by ocenić ogrom i potęgę skał.
W dordze powrotnej uzupenienie płynów w pijalni wód w Kudowie i.............kierunek Gliwice. Oto nastał koniec kolejnej, pięknej górskiej przygody.
1. Na szlaku
2. mój wehikuł
3. grzybek
4. ale zielono
5.widok ze skały puchacza
6. to ona.....ssssss
7. widok na Szczeliniec z Narożnika
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...
1. Szczeliniec
2. Schronisko na Szczelińcu Wielkim
3. Piekiełko
4. Widok w stronę Karłowa
5. Słońce chowa się za Śnieżką
6. Kaplica Marii Śnieżnej
7. Teatr
Rosną skrzydła u ramion,
czas się w wieczność przemienia,
obłocznieją wszystkie ziemskie sprawy,
gdy zmierzamy do szczytu po kamieniach...