Agnieszka.S
Aga
    
Postów: 1,959
Grupa: Zarejestrowani
Dołączył: Nov 2007
Status:
Offline
|
RE: Wspomnienie pewnego lata...
Wspomnienie pewnego lata..cz.II
Rozczarowanie, smutek, stracone nadzieje, a jednocześnie usilne próby złapania się czegokolwiek, aby odzyskać spokój ducha-takie emocje targały mną w drodze powrotnej do domu. Musiałam uchwycić się czegoś, wymyślić natychmiast jakiś plan, który pozwoliłby mi stanąć pewnie i spojrzeć przed siebie.
Jak tylko przekroczyłam próg domu wiedziałam, że tu się to nie uda, że tu wspomnienia wracają w jakiś dziwny sposób, bo to tu marzyłam, planowałam-w samotności. Ta samotność była od zawsze, stała się nieodłączną towarzyszką, zarówno dziecinnych zabaw, potem samotnych podróży, z czasem przyzwyczaiłam się do niej i nawet polubiłam.
Ale teraz nie mogłam jej znieść..Muszę coś zrobić myślałam, ale co..
I w tym momencie-jakby w odpowiedzi na moje pytania usłyszeliśmy dzwonek do drzwi..
Wujka Ryśka i ciocię Jadzię ze Stalowej Woli znałam tylko z opowieści i ..kartek świątecznych, które nam przysyłali.
Była to daleka rodzina mojego taty. Wracali z wakacji nad morzem i postanowili wstąpić do nas z wizytą. Po kilku minutach stwierdziłam, że to świetni ludzie, serdeczni i mili. Zaproponowali mi, abym pojechała z nimi..
I co zrobiłam-oczywiście w normalnych okolicznościach może i głupio byłoby pchać się ludziom na głowę, ale teraz-spadli mi z nieba! Chwila namysłu co zabrać-plecak stał jeszcze nie rozpakowany. Dopakowałam szybko kilka rzeczy i stałam gotowa do wyjścia.
W samochodzie zastanawiałam się, czy rozsądnie zrobiłam-dobrze nie zdążyłam wejść, odpocząć po całonocnym powrocie i znów jadę..Ale ja nie chciałam odpoczynku, wcale go nie potrzebowałam, przeciwnie-potrzebowałam wrażeń-w ten sposób chciałam zapomnieć, zagłuszyć..
Do Stalowej Woli dojechaliśmy wczesnym rankiem-zostałam "zakwaterowana" w pokoju Marcina-syna wujka Ryśka i cioci Jadzi, który wyjechał.
"Cieszę się, że tu jestem"-pomyślałam i zasnęłam na kilka godzin.
Wujostwo tak jak początkowo wyczułam-było dla mnie bardzo serdeczne.
Zaprzyjaźniłam się z ich córką Marylą-dentystką. Oczywiście przegląd i reperacja zębów-gratis
Organizowali mi przeróżne wycieczki-poznałam m.in Rzeszów, Łańcut..Spędzałam z nimi naprawdę miłe chwile, ale po kilku dniach poczułam potrzebę poznania czegoś nowego. Przecież nie daleko są Bieszczady-pomyślałam, a w Bieszczadach mieszka Pani Maria, kochana Pani Maria..
Znałam ją tyle lat z listów, które do siebie pisaliśmy. Traktowała mnie jak swoją najbliższą rodzinę.
Poznałam ją w autobusie gdy miałam 4 lata. Zawsze byłam bardzo rezolutna i wygadana..Tak sympatycznie uśmiechała się do mnie i spytała ile mam lat. Wtedy pomyślałam-"ale miła Pani" i zapytałam gdzie mieszka. Odpowiedziała: "bardzo daleko stąd są góry-nazywają się Bieszczady-jest tam malutka miejscowość Grabownica Starzeńska-właśnie tam mieszkam" i dała mi swój adres.
Początkowo listy pisała za mnie mama, ja dyktowałam, a ona pisała. Potem zaczęłam sama pisać do mojej znajomej, a ona odwdzięczała mi się pięknymi listami i kartkami.
Nigdy nie dane było mi jechać w Bieszczady, więc czemu nie teraz skoro jestem tak blisko?
Zadzwoniłam do Pani Marii i spytałam, czy mogę ją odwiedzić, a ona..rozpłakała się do słuchawki i nie mogła w to uwierzyć. Po tylu latach w końcu miałyśmy się spotkać.
Miała czekać na mnie następnego dnia na dworcu PKS w Sanoku.
Szczerze mówiąc przez te lata zatarło mi się jak wyglądała, pamiętam tylko, że miała taką miłą twarz..
Następnego dnia rano wujek Rysiek odwiózł mnie na dworzec, pożegnaliśmy się serdecznie, podziękowałam za gościnę i za chwilę jechałam w kierunku Rzeszowa, gdzie miałam przesiadkę na PKS do Sanoka..
W autobusie mój nastrój był cudowny, znów czułam, że żyję, że moje skulone niedawno skrzydła ponownie nabierają swego właściwego kształtu.
Dojechałam-ostatni przystanek, zaczęłam rozglądać się. Na dworcu stała tylko jedna osoba, starsza kobieta trzymająca legitymacyjne zdjęcie- jak później okazało się-moje..z szóstej klasy podstawówki..
Niepewnie podeszłam do niej-a ona rzuciła mi się na szyję:"od razu cię poznałam, Agnisiu kochana, nic się nie zmieniłaś.."
Piękne powitanie, obca osoba, a zarazem jakże bliska. Miałyśmy obie nocować u córki Pani Marii-Elżbiety. Było mi trochę nieswojo:" kurcze, to w końcu obcy ludzie"- pomyślałam, ale zmieniłam zdanie gdy weszłyśmy do mieszkania Pani Elżbiety. Domownicy-witali mnie jak swoją i od razu poprowadzili do suto zastawionego stołu. "Jezu drogi-po co taki kłopot"-powiedziałam, ale oni szczerze cieszyli się z mojej wizyty.
Następnego dnia pojechałam z Panią Marią do Grabownicy, to bardzo urokliwa miejscowość, taka cicha i spokojna.
Przez kolejne pięć dni rodzina Pani Marii umilała mi czas wspaniałymi wieczornymi opowieściami, zwiedzaniem Sanoka, po prostu-swoim wytrawnym towarzystwem! Na przedostatni dzień mojego pobytu szykowali niespodziankę-wycieczkę objazdową. I właśnie tego dnia..dopadła mnie grypa żołądkowa i to w dosyć nasilonym wydaniu Byłam załamana-jednak bardzo chciałam jechać, więc postanowiłam, że jakoś dam radę. Czułam się krótko mówiąc koszmarnie, ale po połknięciu kilku specyfików, wyposażona w suchary, termos z herbatą miętową i kilka foliowych torebek dzielnie stanęłam w progu drzwi gotowa do wyjścia. Blada jak ściana wsiadałam na miękkich nogach do samochodu, dziś trochę chce mi się z tego śmiać, ale wtedy usiłowałam zachować powagę. W samochodzie natychmiast zasnęłam i całą wyprawę pamiętam jak przez mgłę. Drogi wcale nie pamiętam, bo ciągle spałam. Przystanek Kalwaria Pacławska-pozachwycałam się obiektem i całym otoczeniem, spojrzenie na ukraińskie góry, zjadłam suchara, zapiłam herbatą i do samochodu. Potem Zalew Soliński-suchar, herbata, sen. Arłamów-suchar, herbata..itd
Całe szczęście, że woreczki foliowe przywiozłam do domu w nienaruszonym stanie Ustrzyki Górne-pamiętam tylko..z napisu na drogowskazie, a ponoć dosyć długo kręciliśmy się po miasteczku
Następnego dnia czułam się już lepiej i wieczorem dziękując za gościnę, mając w rodzinie Pani Marii nowych przyjaciół wyruszyłam w drogę powrotną do domu. Najpierw autobusem do Rzeszowa, potem pociągiem do Gdańska. Nostalgicznie spojrzałam na Kraków, gdy pociąg zatrzymał się na stacji Kraków Główny, wspomniałam niedawne wydarzenia.. Wracałam do domu odmieniona, spokojna, może jeszcze nie do końca szczęśliwa, ale byłam na dobrej drodze.
Półtorej miesiąca po powrocie poznałam cudownego człowieka, który został moim mężem...i życie zaczęło pisać nowy scenariusz-ale to już zupełnie inna historia...
"Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował, tego czego nie zrobiłeś niż tego co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślny wiatr.
Podróżuj. Śnij. Odkrywaj. "
|
|