!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




W Masywie Śnieżnika, 2007 - Dojazd
Kiedy dojeżdżałem do Kłodzka, długa późnojesienna noc zdawała się nie mieć końca. Jechałem autobusem. Niemal pustym autobusem. Ci, którzy teraz podróżowali, byli prawdopodobnie w podróżach służbowych, ewentualnie innych, ale na pewno nie turystycznych. Przez szybę można było zauważyć przechodzące to raz po raz zamiecie śnieżne.

Wysiadając na dworcu w Kłodzku czułem, że ludzie dość dziwnie patrzyli się na mnie. Prawdopodobnie jako na jedynego turystę górskiego udającego się w górski świat. Każdy inny wolał schować się w jakimś ciepłym pomieszczeniu, czy to w pracy czy to w domu. Ja jednak uparcie zmierzałem w obranym przez siebie wcześniej kierunku - zmierzałem do Międzygórza.

Wysiadłem na ostatnim przystanku PKS. Pomimo pierwszej połowy listopada śniegu było dużo. Nawet bardzo dużo. Więcej niż niejednokrotnie w styczniu czy lutym...

Najpierw kilka kroków w stronę jednego z pensjonatów. Na miejscu oczekuje już Dr Etker, będący jednym z forumowiczów serwisu Górski Świat. Zostawiam niepotrzebne rzeczy w pokoju, ubieramy stuptuty, biorę kijki do ręki i ruszamy.





W stronę schroniska pod Śnieżnikiem
Początkowo łagodnie, bez większych problemów. Ścieżka biegnie wzdłuż drogi bitej, na której bez trudu można odnaleźć ślady po kołach jakiegoś ciągnika. Przy jednym z łuków drogi szlak odbija w lewo.

Na dość stromym zboczu, szukając daleko wzrokiem, widać coraz to bardziej wznoszące się znaki czerwonego szlaku. Oho! Zaczyna się, sobie pomyślałem wchodząc na mocno pochyły stok. Po kilku krokach okazuje się, że nie jest źle. Z pewnością jednak wyżej będzie dużo trudniej.

Już ponad godzinę wędrujemy do góry. Cywilizacja zostaje daleko za nami. Uparcie dążymy w stronę schroniska pod Śnieżnikiem...

Zaczyna padać śnieg. Najpierw delikatnie, później trochę mocniej. Osiągamy też pułap chmur, które jeszcze niedawno widzieliśmy ponad sobą. Widoczność jest kiepska, szlak nieprzetarty. Pojawiają się też coraz większe zaspy. Czapy śniegu przygniatają gałęzie niektórych drzew. A my ciągle wędrujemy do góry, nie napotykając ani jednego człowieka.

Po lewej ukazują się pierwsze z Dzikich Skałek. Upstrzone dodatkowo wielkimi ośnieżonymi soplami dodają pewnej atrakcyjności, jakże pięknemu, ale jednak i dość monotonnemu biało-szaremu krajobrazowi. Wychylające się zza szarej opatuliny świadczą o niewielkiej odległości od schroniska pod Śnieżnikiem. Punktu będącego naszym pierwszym dzisiejszym celem.

Kolejne zakręty szlaku pozostają w tyle. Śnieg głośno skrzypi pod butami. Obecnie sięga już do łydek, a w zaspach nawet i wyżej. Na widoki już dzisiaj nie liczymy nawet. Przez myśl przechodzą różne możliwe dalsze scenariusze. Nasuwa się na myśl pytanie, czy próba zdobycia szczytu jest dzisiaj rozsądnym i wykonalnym pomysłem.

Trawersując zbocze dochodzimy do skraju polany. Szlak skręca tutaj wznosząc się do góry. W oddali widzimy wyłaniające się niczym widmo schronisko. Nagle zdaję sobie sprawę, że śniegu znacząco przybyło. Każdy krok jest problemem. Każdy wiąże się z zapadaniem po kolana i wyżej. Ale już niedaleko. Już prawie jesteśmy w tej wysuniętej placówce cywilizacji. Jeszcze tylko otrzepać buty, spodnie i możemy wejść do oazy ciepła, stojącej samotnie, opatulonej chmurami pośród śnieżnej zamieci...





W schronisku
Zamykając od wewnątrz drzwi schroniska czujemy, że pierwsza część dzisiejszej wędrówki jest za nami. Myśli nasze nie są jednak zbyt optymistyczne. Warunki są cięższe niż te, których oczekiwaliśmy. Wiemy, że przy gorącym posiłku musimy zastanowić się nad naszym dalszym dzisiejszym planem. Przy barze dowiadujemy się, że ostatni turyści byli tutaj przedwczoraj.

Stojący na sali kominek, mimo że nie zapalony, daje jednak poczucie ciepła i spokoju. Na chwilę zapominam o srogiej zimie szalejącej za zaparowanymi oknami schroniska. W kuchennym okienku ukazują się nam parujące talerze z gorącą zupą...





W chmurach i zaspach w stronę szczytu
Ponownie otwieramy drzwi schroniska. Tym razem wychodzimy na zewnątrz. Zima stara się nam uzmysłowić, że dotychczasowy wysiłek, to jest za mało jeśli chcemy stanąć na szczycie Śnieżnika. Stawiamy pierwsze kroki. Jest ciężko, a nawet bardzo. Ruszam pierwszy. Nie wiem kiedy ostatnio szedł tędy ktoś. Pewnie dawno... choć nawet gdyby szedł, to wiatr i tak w dosłownie chwilę zatarłby ślady...

Stawiam krok za krokiem. Każda minuta drogi w warunkach letnich to obecnie pewnie z dziesięć. Każdy krok to jedna wielka niespodzianka. Przy tych mniej przyjemnych zapadamy się nawet po pas. A ponoć listopad to jeszcze jesień...

Mijają kolejne minuty i mijają kolejne metry które pokonujemy. Tempo jednak jest fatalne. W końcu widzimy wyłaniające się pośród szarości słupki graniczne. Tak więc jesteśmy już na grzbiecie. Wpadam jednak jednocześnie w jakieś zagłębienie terenu. Próbuje się wydostać. Robię krok do przodu, ale po chwili uzmysławiam sobie, że stoję prawie w miejscu. Na mapie do szczytu już niedaleko, ale w tych warunkach to dalej spora odległość.

Teren odsłania się coraz bardziej. Drzewa są coraz mniejsze i jest ich coraz mniej. Wiatr napotykający niżej skuteczny opór, tutaj uwolniony szaleje z coraz większą siłą. W ręce jest ciepło, ale policzki narażone na wiatr robią się coraz to bardziej lodowate.

Idziemy w dalszym ciągu krok za krokiem. Jest jakby trochę lepiej. Wiatr wywiał sporo śniegu. Raczej nie sięga powyżej kolan, choć oczywiście zdarzają się czasem głębsze wpadki...

Spotkanie z zimową górską naturą uświadamia jej potęgę. A to przecież tylko 1400 metrów. Co musi się dziać w górach naprawdę wysokich?

Poustawiane tutaj gęsto tyczki szlakowe są wyznacznikiem kierunku naszej drogi. Bez nich, być może już zawrócilibyśmy. Wiemy, że już blisko. Teren jakby się prostuje. Jesteśmy już na kopule szczytowej. Zmrożony śnieg, w dużej części wywiany wcześniej przez wiatr, pozwala chociaż tutaj nie zapadać się w śniegu. Przed nami wyłaniają się ośnieżone murki kamienne i tablice informacyjne. Jesteśmy...

Chwila pobytu na szczycie. Jest zimno. Widoczność to pewnie kilkanaście metrów. Wiemy jednak też, że włożyliśmy mnóstwo wysiłku. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty, aby tutaj dotrzeć. Zejście powinno być prostsze...

Wracamy. Miejscami ślady nasze są już zawiane. Tyczki jednak gwarantują dobry kierunek marszu. Opuszczamy grań. Teraz idzie nam już sprawniej...

Jesteśmy już prawie przy schronisku. Trochę zmęczeni, myślami przy czymś ciepłym na stole. Nagle nasz ślad jednak znika. Chwila zastanowienia i idziemy dalej. To nie może być daleko. Eh, gdyby nie ta widoczność...

Wyłania się przed nami ponownie budynek, wchodzimy. Jest ciepło, przytulnie. Zatrzymujemy się więc na odpoczynek przed powrotem do Międzygórza. Stąd już nie będzie trudno.





Zejście z gór
Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu w schronisku jest pełno ludzi. Jak się okazuje w międzyczasie dotarła tutaj spora grupa turystów. Choć z zasłyszanych rozmów to chyba dość spontanicznie wychodzących na szlaki. My się rozkładamy na chwilkę, posilamy czymś cieplejszym i pełni świadomości o zdobytym dzisiaj przez nas celu rozpoczynamy zejście.

Śnieg sypie już dość mocno. Okolice schroniska dają się jeszcze trochę we znaki. No ale torowanie w zejściu to już nie to co przy podejściu. Po chwili osiągamy ścieżkę, a śnieg do kostek wydaje się nam jedynie niewielką białą warstewką. Schodzimy to coraz niżej. Mijamy znajome punkty charakterystyczne na szlaku.

Jesteśmy już na wspomnianej na początku relacji bitej drodze. Jeszcze chwila i wyłonią się zza zakrętu pierwsze zabudowania. Nie będąc na górze można pomyśleć, że i tu zima mocno zaatakowała. Pamiętni jednak wspomnień sprzed paru godzin, nie przejmujemy się w najmniejszym stopniu spadłym tutaj białym puchem.

Jutro czeka nas kolejna górska przygoda w masywie Śnieżnika. Dziś pozostaje jeszcze udać się do sklepu, a wieczorkiem przy piwku czekają nas rozmowy wspominające trochę odległe stąd tatrzańskie szlaki...





Zdjęcia z wyprawy - dzień 1.






















Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Dzień 2.

Drugiego dnia wiedzieliśmy już czego możemy spodziewać się na szlaku. Wiedzieliśmy, że plan nie może być zbyt ambitny. Oczekiwaliśmy ciągłego torowania, a dodatkowo braliśmy pod uwagę nasze cięższe niż wczoraj plecaki. Dziś musieliśmy wędrować z całym ekwipunkiem na plecach. Na noc nie wracaliśmy już do Międzygórza...

Rankiem pogoda zdawała się być nieco lepszą od wczorajszej. Na pierwszej polanie odsłoniły się widoki. Może nie rozległe, ale pewnie na dwa czy trzy kilometry coś tam było widać. Natchnięci tym faktem nieco raźniej zabraliśmy się do dalszej drogi.

Krajobraz wydawał się być zupełnie wymarłym. Przysypane drzewa, krzewy, a także pozostałe elementy natury zostały jakby zamrożone za życia. Tylko my we dwójkę przemierzaliśmy śnieżne przestrzenie...

Na szczycie Czarnej Góry niestety nie było nam dane podziwianie widoków. Chmury i padający śnieg ponownie uniemożliwiły nam uwiecznienie szerokich panoram okolic Masywu Śnieżnika. Niemniej, wyprawa miała swój klimat. Zimowy, surowy klimat...

Po zdobyciu szczytu czekał nas jeszcze długi marsz. Właściwie to dalej torowanie i to cały czas w dość głębokim śniegu. Szliśmy tak kilometr za kilometrem. Gdzieniegdzie naszą drogę przecinały ślady dzikich zwierząt. Ogólnie jednak nie było tutaj żadnej żywej duszy.

W końcu rozpoczęliśmy zejście na dno doliny. Nie był to jeszcze koniec atrakcji dzisiejszego dnia. Po kolejnych kilometrach doszliśmy do budynku wejściowego do Jaskini Niedźwiedziej w Kletnie, którą to zgodnie z wcześniejszymi założeniami zwiedziliśmy z przewodnikiem.

Na koniec dowiadujemy się o konieczności przejścia około 10 kilometrów na najbliższy przystanek, gdzie jeszcze możemy złapać autobus w stronę Kłodzka. Udajemy się więc do Stronia Śląskiego, gdzie też kończy się nasze dwudniowe spotkanie z tym rejonem Sudetów.





Zdjęcia z wyprawy - dzień 2. (na szlaku)




























Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Zdjęcia z wyprawy - dzień 2. (w Jaskini Niedźwiedziej)













Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.