!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




Forumowe Rohacze 2007
Wczesne wrześniowe przedpołudnie, nie ma jeszcze 9, stoję przed lekko oszronionym szlakowskazem na głęboko wciętej przełęczy. Ponad siodłem głęboki lazur jesiennego nieba, w dali jeno mgły nad Orawskim jeziorem, bliżej i bardziej w dole, ciemna zieleń lasów Doliny Rohackiej, przetykana gdzie nie gdzie złotawo-czerwonymi barwami jesiennej skoruszyny. Żółta tablica oznaczenia szlakowego informuje - Jamnicke sedlo - 1908m.

Zatanawiam się przez chwilę którego koloru brakuje w otaczającej panoramie, ale nie potrafię tak od razu dociec którego... Z kontemplacji, wyrywają mnie odgłosy kroków, oglądam się - Marycha już dochodzi do rozgałęzienia szlaków, nieco dalej Sylwester z Małgosią objuczeni ciężkimi plecakami. Mija trzecia godzina naszej wędrówki. Ze szczytu Wołowca obniżają się sylwetki trzech turystów, jak się okaże grupa młodych Słowaków z tymi samymi zamiarami co my. Zatem jesienna biba-Bieszczady 2007 trwa w najlepsze.

Chwilkę potem wszyscy razem przypatrujemy się wschodniej grani Rohacza Ostrego. Opad świeżego śniegu przybielił piarżysto- trawiaste podejście pod spiętrzenie grani, na prawo północna-ściana dwuwierzchołkowego szczytu, rozciętego wcięciem Rohackiej Szczerbiny, obsypana bielą cukrowatego śniegu. Uwarstwienie skał, jakby dachówkowato nasuniętych na siebie - wskazuje na sporą kruszyznę .Myślę sobie na zasadzie luźnego skojarzenia, że wiele szczytów - swoje piękno zawdzięcza dużej podatności na erozję. Ale cóż to, nasza trasa prowadzić będzie znakowaną ścieżką, a tam teren zdecydowanie lepszy i z ułatwieniami w postaci łańcuchów.

Słowacy dochodzą do nas - dwóch chłopców z dziewczyną, przez chwilkę mamy nadzieję że ruszą dalej i założą ślad na świeżym śniegu - ale nie, zatrzymują się na małe co nieco. Ruszamy zatem my, podążam do góry za nikłym śladem protektora butów turystycznych, jednak ktoś przechodził tą trasą po opadzie. Wyżej trochę w zakosy pośród skałek, nieco na lewo od grani wznosimy się pod spiętrzenie, tam gdzie się zaczyna pierwszy łańcuch - jest nieco przymarznięty do wanty, lekkim ruchem strząsam go i do góry wpierw na zacienioną, a tym samym trochę wyśnieżoną stronę grani, by przy następnym odcinku łańcucha powrócić na tą przyjemniejszą -słoneczną stronę. Odcinek ten jest trochę w obecnych warunkach nieprzyjemny i myślę z obawą o tych co z cięższymi plecakami, ale znakomicie dają sobię radę.

Skupiamy się na płasience w grani, pod turniczką, za którą słynny skalny koń, około 10-metrowy podciętej skalnej płyty z zamontowanym ułatwieniem w postaci łańcucha. Koń prezentuje się nader zachęcająco - połoga, wygrzana płyta z mnóstwem stopni - nie powinno być żadnych problemów, za to zejście na stopień za turniczką jest dla mnie nie wiadomą. Decyduję się na obejście dołem po północnej stronie odcinek bez ułatwień, ale są chwyty wygodne - byle by strząsnąć z nich śnieg, poniżej pochyła zaszroniona płyta, a za nią? Mogę się tylko domyślać... Za tem trzy ruchy i jestem po drugiej stronie, nieco zestrachany - ale jestem. Sylwester przygląda się "sztukom" jakie wyczyniam, po chwili wybiera przejście na wprost po suchej skale przez opisywany występ skalny i po chwili jest, a za nim pozostali forumowicze. Podziwiam ich kunszt i doświadczenie turystyczne.

Jeszcze odcinek konia rohackiego i możemy się cieszyć obecnością na wschodnim nieco niższym wierzchołku Rohacza Ostrego. Po chwili do szczytu dochodzą wspomniani wcześniej Słowacy. Pstrykają nam fotki na tle wanty stanowiącej zwieńczenie szczytu. Po chwilce jesteśmy poniżej na malowniczej przełączce między wierzchołkami, by podejściem w trochę nachylonym kominku wyposażonym w łańcuch, osiągnąć wyższe zachodnie spiętrzenie Rohacza Ostrego.

I znowu małe święto, sesja foto i to co zwykle w takich chwilach. Rozglądam się ciekawie po tatrzańskim horyzoncie, wygląda wszystko przecudownie - niedawna chmura obieliła Tatry wokół do wysokości około 1700m, oszczędzone zostały, brązowiejące się barwą upłazków grzbiety Razsochy aż do Przysłopu, grań Barańca prawie do szczytu... Czeka nas jeszcze daleka trasa, nocleg nie załatwiony, wszystko się dzieje na zasadzie pełnej improwizacji - zatem w drogę.

Schodzimy klucząc wzdłuż skałek grani bądź po południowej jej stronie, w miarę łatwo i przystępnie, po drodze strome zacięcie z łańcuchem, poniżej w rejonie Rohackiej Przełęczy krótkie spotkanie i rozmowa z samotną, sympatyczną turystką z Polski, pierwszą osobą spotkaną tego dnia, a zmierzającą w przeciwnym kierunku. Teraz stromym ale łatwym podejściem w stronę Rohacza Płaczliwego, na lewo od grani. W jednym miejscu przekraczamy pochyłą płytę, wykonuje wykrok i uderzam bokiem prawego kolana o występ skalny .Ból jest znaczny, jedynie obecność tuż za mną dziewczęcych uszu Marychy, powoduje że nie wypowiadam głośno kilku mocniejszych słów komentarza odnośnie powyższej sytuacji. Po chwili skupienia, jest już lepiej - mogę ruszać kolanem. Idziemy dalej.

W pobliżu wierzchołka szlakowskaz na skrzyżowaniu ze ścieżką żółto znakowaną odchodzącą w stronę Żarskiej Przełęczy i grupie Barańca. Jeszcze krótki odcinek po zaśnieżonych upłazkach w prawo i możemy się cieszyć kolejnym szczytem tego dnia. Obowiązkowo kolejne zdjątka, po chwili dochodzi liczna grupa turystów z Polski, domyślamy się że to wędrowcy od naszego forumowicza Białego Zibiego - pytamy zatem w nadziei rychłego spotkania. Okazuje się ,że tak - to jest ta grupa, a Białego Zibiego możemy spotkać w rejonie Rohackiego Bufetu gdzie bawi.

Mimo że od południowego-zachodu nasuwają się lekko wypiętrzające się mgły, panorama w innych kierunkach jest piękna i rozległa. Nastroje w naszej grupie są znakomite. Nawet i ja czuję się lepiej niż zwykle, nie czuję się zanadto zmęczony czy odwodniony. Nie męczy mnie też pragnienie - rezerwuję zatem miejsce na szlachetniejsze napoje niż woda - gdy tylko dojdziemy do pierwszych zdobyczy cywilizacji.

Zatem w dół, czasem wzdłuż grani, czasem na lewo od niej po łatwych skałkach w łatwym zejściu. Króciótki odcinek pod górę na wyniesienie Nohavica, gdzie podziwiamy twórczość turystyczną w postaci galerii gęsto poustawianych przedziwnych chłopków skalnych. Jeszcze trop przechodzącej kozicy na rozmiękającym śniegu(w tym miejscu Marycha narzeka, że jeszcze się nie widziała z kamzikiem - eeech napatrzysz się jeszcze...). Ostatnie zejście prześnieżonym krótkim połogim kominkiem i oto jesteśmy na Smutnej Przełęczy. Hmm......no właśnie-dlaczego Smutnej? Nam jest wesoło!

W zakosy poprzez piarżyste zbocza obniżamy się na dno zasłanej złomami skalnymi Smutnej Doliny. Im niżej tym więcej cieszącej zieleni kosówek, ferii ciepłych barw jesiennej jarzębiny. Bliskość Rohackiego Bufetu uskrzydla. W drodze spojrzenia wędrują ku dzisiejszyn szczytom. Warto było...

Ponieważ czas nagli, tylko mijamy bufet i kierujemy się w dół ku Zvierovce. Po lewej otwierają się coraz to nowe widoki na grań Tatr Orawskich. Ludzi na szosie niewielu przy tak ładnej pogodzie i to w znacznej oddali - jak powiada Sylwester - tylko parę tłumów...

Jeszcze uzupełnienie płynów w "Maricy" i oto Chata Zverovka. Niestety okazuje się, że brak noclegów, autobusów kursowych do Zuberca też zresztą. Kiedy chcę zamówić świetlistego "Radegasta" by oddać należny hołd bóstwu słońca - tak łaskawemu w dniu dzisiejszym - to też nie" ma... Sytuacje ratuje na szczęście "Zlaty Bazant" plus dobry podwieczorek, w moim przypadku "Zbojnicka kapsa z bryndzowymi halouskami" (rodzaj piersi z kurczaka, zapiekanej ze słoninką i cebulką) - taka trochę sentymentalno-kulinarna podróż w czasie...

Wzmocniwszy morale tym sposobem wybieramy się dalej w drogę do Zuberca. Jeszcze zmieniam ciężkie buciory górskie na te lżejsze "górskie" - bardziej przystosowane do finezyjnego pokonywania asfaltu i pomykam w dół - niczym konik czujący bliskość stajni. Zapadająca noc, ciemności podkreślone obecnością gęstego boru świerkowego po stronach drogi, uwypuklają światło rozgwieżdżonego nieba nad nami. Oglądam się za siebie - blask czołówek nieco rozjaśnia mrok... Może to i dobrze, że nie było tego autobusu... Jak dobrze przemierzać te strony w gronie tak zacnych osób: Małgosia - drobna, przesympatyczna blondynka, tryskająca optymizmem i ciepłem charakteru, Sylwester - siła, opanowanie i doświadczenie turystyczne, Marycha - cicha, miła dziewczyna o wspaniałej kondycji, nie narzekająca na ciężar sporego przecież plecaka. Co za miejsce, co za czas, co za sytuacje, a przede wszystkim Ci co idą ze mną. Chyba jestem szczęśliwy...

Światła po prawej, zaświadczają że mijamy czynną jeszcze karczmę przy skansenie w Brestowej. Na chwilę znosi nas z drogi. Lany Kozejl przy ławach wyściełanych owczymi skórami jest wyborny. Wreszcie ukazują się światła Zuberca, dużej orawskiej wsi o klimatach zupełnie innych, niż te zakopiańskie. Choć są tu penziony i ubytovnie - mijamy kolejne domy, zdążam ku znajomej mecie w jakże strategicznym punkcie miejscowości - blisko knajpy, przystanek SAD i inne udogodnienia...Klasa kwatery, umiarkowana cena, swoboda bytowania - to chciał bym zaoferować zdrożonym nieco drogą.

Jest... Światła pogaszone, dobry znak... łapię za komórę i... nic. Atmosfera robi się nieco nerwowa - w końcu jesteśmy dziś na 27 kilometrze drogi...Zajarzam, że potrzebny jest jeszcze numer kierunkowy na Słowację - chwila napięcia i jest. Za pięć minut pani gospodyni podjeżdża i otwierają się drzwi do apartamentów - co za ulga... Jeszcze próba generalna przed "Oktober Festem" w pobliskiej "Oravskiej Izbie" i zasłużone spanko...

Nazajutrz z rana kursowym SAD-em do Trsteny. Z Trsteny chwilę później następny autobus na granicę w Suchej Horze. Kawałek na autonogach do Chochołowa - a stąd już do Zakopanego - gdzie możemy się rozkoszować jedynymi w swoim rodzaju klimatami wnętrz pod największym gontem świata. Biba niestety powoli zmierza ku końcowi - piknik na błoniach pod Krokwią jest jej ostatnim akordem. Odprowadzamy Marychę na autobus do Krakowa. Niedługi czas później mój telefon rozbrzmiewa...to Kasia.Przedstawia sprawy - ja odpowiadam tak, tak, tak... Gdy kończy rozmowę, przez chwilę zastanawiam się czy w poprzednim wcieleniu nie mieszkałem przypadkiem w gorąco krwistym Meksyku. Moje czyny były w tym przypadku szybsze od myśli.

Zatem nowa przygoda. Zakup preparatu na bolące kolano w aptece. Odwiedziny knajpki na Krupówkach wspólnie z Małgosią i Sylwestrem. Mimo zacnego towarzystwa i świetnego smażonego oscypka z żurawinami na stole - moje myśli są już przy dniu jutrzejszym. Po nocy w Domu Turysty - opuszczamy to miejsce. Sylwek z małżonką udają się porannym autobusem w stronę domu. Ja czekam na to co dzień przyniesie.

Biba jesienna zakończona, pozostanie jednak na zawsze w mej pamięci jako czas niezwykłej przygody, cudnych miejsc a przede wszystkim wspaniałych ludzi z którymi miałem szczęście przemierzać górskie szlaki. Dziękuję Wam.

Tekst relacji: Dr Etker
Link do powyższej relacji na forum: Kliknij tutaj





Zdjęcia z wyprawy














































Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.