!!! Forum !!!
FORUM GÓRSKI ŚWIAT
Koniecznie zobacz!


Menu główne
Strona główna
Bezpieczeństwo w górach
Co nowego
Co wziąć na szlak?
Galeria zdjęć
Górskie korony
Partnerzy serwisu
Relacje wybrane z forum
Relacje z gór świata
Tapety
Zdjęcie miesiąca


Tatry
Informacje ogólne
Schroniska w Tatrach
Szlaki tatrzańskie


Inne góry w Polsce
Beskid Sądecki
Beskid Wyspowy
Beskid Żywiecki
Bieszczady
Gorce
Okolice Krosna
Pieniny


------------------------------------

Ostatnia aktualizacja:
27.03.2011

Najlepsze górskie strony




Forumowe Bieszczady 2007
Kolejny zjazd forumowy planowany od maja zrealizowaliśmy zgodnie z wcześniejszymi założeniami w połowie września. Spotkanie odbyło się niestety w nieco mniejszym gronie niż przewidywany, i w klimacie pełnej improwizacji - tym niemniej taka atmosfera - przygody bez programu, nadała imprezie niepowtarzalny czar. W moim przypadku decyzja wyjazdu (a raczej możliwość) zapadła nieomal w ostatniej chwili - i nieco sam zaskoczony rozwojem wypadków w sobotnie popołudnie zjawiłem się w Wołosatem, miejscowości na krańcu kraju, pośród bieszczadzkich połonin i bukowych kniei powoli wyzłacających się w pierwszych wrześniowych przymrozkach.

Jako pierwszemu uczestnikowi zajazdu w Bieszczady, który zjawił się na miejscu - czułem się zobowiązany do znalezienia godziwej bazy górskiej naszego przedsięwzięcia - co też uczyniłem korzystając z gościny placówki naukowej w Wołosatem. Dobre warunki zakwaterowania i niewygórowana cena noclegów, były w tym przypadku decydujące. Jeszcze przedwieczorny rekonesans w "Barze pod Tarnicą",gdzie przy muzyce SDM odkrywam na nowo niezrównany bukiet smakowy Leżajska i ze spokojnym sumieniem mogę przyłożyć głowę do poduchy - wszystko zapięte na ostatni guzik.

Nazajutrz będąc w stałym kontakcie telefonicznym z pozostałymi uczestnikami zajazdu wychodzę im na spotkanie w miejsce zwane "Ostatnim sklepem na szlaku". W oczekiwaniu, sprawdzam jeszcze raz walory produktu z Leżajska. Doskonały - zwłaszcza w połączeniu z widokami na Połoninę Caryńską i dalej Wetlińską. Czas do spotkania umilam sobie obserwacją miejscowych klimatów - a to turyści bieszczadzcy, różniący się nieco zachowaniem, wyposażeniem, ubraniem od tego co się ogląda w Tatrach - przechodzą drogą na szlak, a to scenka rodzajowa w postaci konwersacji dwóch miejscowych łaziorów spożywających "śniadanie" przed pracą z oficerami miejscowej SG i do tego wokół zapadające we wrześniową porę Bieszczady... Niepowtarzalny nastrój tak charakterystyczny jeno dla krainy połonin, atmosfery wolności i swego rodzaju "luzu"... Czar tego miejsca jest zaraźliwy - efekty zwielokratniają się z każdym łykiem bro... sam stwierdzam to empirycznie.

Oto i są forumowicze! Małgosia z Sylwestrem. Marycha i nasz admin - Pedro świeżo z podróży w strony, gdzie widok łosia na ulicy jest czymś oczywistym i naturalnym. Wyłaniają się z zza zakrętu drogi objuczeni ciężkimi plecakami. Witamy się, na kwaterze załatwiamy formalności związane z pobytem. Spodziewam się, że są zmęczeni daleką podróżą, i zechcą odpocząć... ale jestem w błędzie. Pasja górskiego wędrowania, która ich przywiodła w to miejsce powoduje, że po niedługiej chwili jesteśmy na szlaku. Podążamy za znakami czerwonymi w stronę Rozsypańca. Pogoda jest dość dobra, choć wyżej będzie nieco wietrznie. Idąc wygodną drogą w stronę granicy mamy sposobność na rozmowę, wzajemne poznanie się, przynajmniej w moim przypadku - jest to moja pierwsza impreza forumowa. W rejonie przełęczy Bukowskiej wychodzimy ponad górną granicę lasu, nasza trasa skręca na północ i połoninami stromiej już wznosi się w stronę szczytu Rozsypańca. Wraz ze wzrostem wysokości otwierają się nowe widoki, na zachodzie gniazdo Tarnicy i Krzemienia, na wschodzie ponad szczytem Kińczyka Bukowskiego w dali usiłuję rozróżnić najwyższy wierzchołek Bieszczadów Wschodnich - Pikuj, w stronę południa widać Połoninę Równą.

Kolejny szczyt, w nieco mozolnym podejściu - to Halicz. Na szczycie kilkoro turystów skupionych wokół trójnogu geodezyjnego. Urządzamy krótki postój, zwyczajowe fotki z wierzchołka, małe co nieco. Wzmagające się porywy wiatru, powodują że wyciągamy kurtki z plecaków. Z Halicza obniżamy się początkowo ku północnemu-zachodowi, następnie na zachód, trawersując zbocza Kopy Bukowskiej i Krzemienia. Znaki czerwone prowadzą teraz ścieżką pośród wysokich traw połonin, urozmaiconych czasem kwitnącą goryczką trojeściową, czasem zdarzają się zarośla olchy kosej w stronę Przełęczy Goprowców, gdzie przy szlakowskazie jest węzeł szlaków turystycznych z dobiegającą ścieżką niebiesko znakowanej trasy z Widełek przez Bukowe Berdo do Wołosatego.

Po stromym podejściu, trochę doświadczającym moje możliwości kondycyjne osiągamy Siodło pod Tarnicą - stąd krótki wypad na królową polskich Bieszczad, i zejście do Wołosatego. Wieczór wypełniają nam zajęcia integracyjne - wpierw wizyta w "Barze pod Tarnicą" (niezłe placki po bieszczadzku z gulaszem baranim - oczywiście w towarzystwie wyrobu z Leżajska), a następnie w zaciszu sali konferencyjnej ośrodka naukowego - badamy zawartość butelki z czerwoną substancją. Badania wypadają pomyślnie.

Nazajutrz poranny bus uwozi nas z Wołosatego w stronę przystanku przy wielkiej obwodnicy bieszczadzkiej - Widełki. W planach przejście niebieskim szlakiem poprzez Bukowe Berdo do Wołosatego. Wbijamy się w piękny bukowy las, uprzednio wnosząc stosowną opłatę w budce kasjera parkowego. Szlak w stromym podejściu dość szybko zyskuje na wysokości. Po osiągnięciu zalesionego wierzchołka Kopy odcinek bardziej poziomy i kolejne strome podejście. Niejako przy okazji zwiedzamy szczyt Widełek, wznoszący się nieco po prawej od ścieżki. Ponad górną granicą lasu otwierają się widoki na masyw Szerokiego Wierchu, po prawej z Doliną Terebowca w dole, po lewej w stronę Grzbietu Jeleniowatego i Doliny Sanu dalej. Wrażenia widokowe zaskakują w pozytywny sposób, w nieco mniej pozytywny sposób zaskakuje za to silny, chwilami wręcz porywisty południowy wiatr.

Poprzez połoninę Bukowego Berda urozmaiconą rosnącą miejscami jarzębiną i skałkami kolejno mijanych wierzchołków, dochodzimy do głównego szczytu. Najwyższe wzniesienie Bukowego Berda oferuje nam dodatkowe atrakcje w postaci podmuchów wiatru powodujących wrażenie pobytu w tunelu aerodynamicznym. Słowem doskonałe warunki do ćwiczeń typu - lot na skoczni narciarskiej. Jaskółki też znakomicie się udają. Na szczęście zachmurzenie jest umiarkowane i dodatkowe niespodzianki raczej nam nie grożą. Kiedy w/w zajęcia się trochę nudzą, poprzez płytkie siodło przełęczy, podchodzimy na grzbiet Krzemienia, by następnie w stromym zejściu dotrzeć do znanej nam z dnia poprzedniego Przełęczy Goprowców.

Ponieważ w tym miejscu jakby mniej dmucha, urządzamy krótki popas .Mamy towarzystwo sympatycznej pary turystów z małym dzieckiem, wniesionym przez mamę w nosidełku - takim profesjonalnym nosidełku turystycznym z wiatrochronem etc. (małżonek targał całkiem pokaźny plecak). Maluszek wydaje się być dobrze ubrany i zabezpieczony przed kaprysami aury - piknikują obok. Mimo pewnych ogarniających mnie wątpliwości, jestem pełen podziwu dla nich, że obowiązki i odpowiedzialności rodzicielskie, które dla wielu są przeszkodą w górskim wędrowaniu - nie ograniczają tej pary.

Znajome strome podejście na przełęcz Siodła pod Tarnicą znowu daje mi w kość - zaczynam kojarzyć to miejsce z własnymi słabościami. Jeszcze krótkie podejście tam i z powrotem - tym razem dla odmiany w prawo, na najwyższy wierzchołek masywu Szerokiego Wierchu i do domu. Niebiesko znakowana ścieżka sprowadza nas do Wołosatego.

Po krótkim odpoczynku w części hotelowej ośrodka naukowego Wołosatem, zgodnie z harmonogramem - obiadek w znajomym przybytku pod Tarnicą. Wieczór - ponownie na sali konferencyjnej - przedmiotem badań jest tym razem preparat zakupiony w "Ostatnim sklepie na szlaku".Niejako przy okazji dokonujemy małej syntezy chemicznej związków przyniesionych z dołu - z przeznaczeniem na dzień następny. Wszystkie powyższe czynności - oczywiście z pełnym sukcesem.

Rozgwieżdżone wieczorne niebo nad Bieszczadami - zapowiada piękny poranek, niestety to złudzenie. W nocy dość gwałtowne załamanie pogody połączone z ulewnymi deszczami. Ranek wita nas nisko zawieszonymi chmurami, mgłami włóczącymi się pośród gór oraz deszczem padającym z różnym natężeniem. Niebo nad Wołosatem zdaje się wylewać żale, że już opuszczamy to miejsce. Bus uwozi nas w stronę Ustrzyk Górnych. Tam zastanawiamy się nad najbliższą przyszłością pośród kiepskiej pogody i równie kiepskich szans na kursowy autobus do Ustrzyk Dolnych. W pobliskim sklepie zauważam dzieło Andrzeja Potockiego - "Majster Bieda" - dokonuję zakupu, przeglądam - książka inspiruje.

W międzyczasie podjeżdża na przystanek bus prywatnego przewoźnika. Pytamy:
-Zabierze nas pan do Ustrzyk Dolnych.
-Nie. Jadę do Wetliny.
-Znakomicie. To nam odpowiada.

Bieszczadzkie poczucie swobody jest zaraźliwe. Autko uwozi nas poprzez przełęcze Wyżniańską i Wyżnią z krainy deszczu w stronę, gdzie jakby trochę mniej leje. W Wetlinie, krótkie poszukiwania noclegu, decydujemy się na domek campingowy w Ośrodku Wypoczynkowym PTTK. Dość obskurnie - z rozrzewnieniem wspominam poprzednią kwaterę... Zostawiwszy graty wbijamy się za żółtymi znakami w błocko szlaku na Przełęcz Orłowicza.

Dość stromo ku górze, powyżej lasu bura zasłona mgieł, na przełęczy wiatr dobrze daje. Admin powiada - że na Aleutach - to normalne.Hmmm... może - ale to Bieszczady. Decydujemy się na pójście w stronę bliższego Smereka. Pośród wiatru i w mocno ograniczonej mgłą widoczności osiągamy wierzchołek z umiejscowionym nań krzyżem. Mam wrażenie, że w podmuchach ramiona krzyża się poruszają. Chwilami nawałnica wiatru rozsuwa nieco chmurę w której się znajdujemy i ukazują się nieco dalsze widoki. Sesja zdjęciowa i pomykamy w dół.Dość stromym zejściem na pomniejszy trawiasty garb, by po chwili zanurzyć się w buczyny, gdzie jest znacznie zaciszniej. Dodatkowym bonusem z tej sytuacji są spotykane zarośla owocujących jeżyn. Za czerwonymi znakami w zejściu poprzez ładny bukowy las osiągamy szosę przed miejscowością Smerek. Jeszcze podejście drogą do Wetliny i możemy pomyśleć o obiadku.

W poszukiwaniu stosownego lokalu - nawiedzamy dość ciekawe miejsce z szyldem "Baza ludzi... z mgły". Ciekawy wystrój, z drzwiami dwuskrzydłowymi - niczym w saloonie na Wild Westernie. Prawdziwym ewenementem i wyróżnikiem lokalu jest to, że godzina piwa (między bodaj 13 a 14) - jest w cenie 3 zł. Niestety jesteśmy za późno... Miejsce jest bardzo klimatyczne, niestety nie oferuje zbyt wykwintnej kuchni zatem ruszamy dalej i znajdujemy.

Po powrocie do naszej drewnianej budki, Pedro udziela nam prelekcji z pobytu na dorszach w Chignik, tudzież zwiadu w Denali Park, rajzy samochodowej z Denver w Kolorado poprzez Utah, Nevadę, Arizonę. Barwną opowieść uzupełnia pokaz fotek z takich miejsc jak Monument Valley czy Grand Canyon. Piękne foty z braku laptopa oglądamy co prawda na wyświetlaczu Bartkowego aparatu fotograficznego -tym niemniej wrażenia są duże, wzmocnione oczywiście preparatem sporządzonym dzień wcześniej.

Środowy poranek wita nas smętną, zimną i pochmurną pogodą. Dla Bartka to ostatni dzień biby - sprawy wzywają go do Krakowa. Sylwester z Małgosią również zdaje się mają ustalone plany na resztę urlopu. Autobus uwozi nas z Bieszczad. Mimo, że mijając Cisną, za szybą autobusu polewa zgodnie ze słowami piosenki Haliny Frąckowiak - "Deszcz w Cisnej" - wiem, że ma się na zmianę pogody na lepszą. W pewnym momencie rzucam hasło - "Rohacze"! Jest odzew! Dzięki Wam Małgosia, Marycha, Sylwester za taką postawę wobec przygody. Ustalamy szybko szczegóły - wyjazd z gór w jednej chwili zamienia się na przejazd w następne.

Pedro - opuszcza nas w Sanoku. My zaś kontynuujemy podróż do Rzeszowa. Tam koleją do Krakowa, by po godzinie 16 zjawić się w Zakopanem. Nastrój trochę studzą ocukrzone warstwą śniegu góry i jeszcze nie najlepsza pogoda, ale co tam! Niezbędne zakupy i czynności i udajemy się do schronu.

Tekst relacji: Dr Etker
Link do powyższej relacji na forum: Kliknij tutaj





Zdjęcia z wyprawy - dzień 1.






















Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Zdjęcia z wyprawy - dzień 2.
















Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Zdjęcia z wyprawy - dzień 3.












Powyższe zdjęcia są chronione prawem autorskim. Ich publikowanie, kopiowanie,
przetwarzanie oraz wykorzystanie bez wiedzy i zgody autora jest zabronione.



Serwis Górski Świat - Copyright © Bartłomiej Pedryc 2003-2014.
Wszelkie prawa zastrzeżone.