Pomysł tej wyprawy zrodził się pod koniec czerwca. Po trzytygodniowym zamieszaniu z poszukiwaniem patronów medialnych, sponsorów, załatwianiem formalności i kompletowaniem sprzętu 22 lipca wyruszyliśmy w drogę nie widząc się nigdy wcześniej - poznaliśmy się przez internet, a zobaczyliśmy w pierwszy dzień wyprawy. Przed nami trzy pięciotysięczne wulkany: Ararat (5165 m n.p.m.), Damavand (5671 m n.p.m.) i Kazbek (5047 m n.p.m.).
Dręczyły nas pytania. Jak będzie? Czy dojedziemy? Czy uda nam się zrealizować nasz cel? Czy będziemy dobrymi partnerami na wyprawie?
Podróż zaczęliśmy w Zakopanem. Następnie przez Słowację, Węgry, Serbię oraz Bułgarię dotarliśmy do Istambułu. Stamtąd pojechaliśmy autobusem do Dogubayazit, miejscowości położonej u podnóży Araratu.
W Dogubayazit byliśmy zniechęceni tamtejszą mafią, czyli natręctwem pseudoprzewodników, których spotykaliśmy na każdym kroku. Wszyscy wokół i wszędzie proponują wejście na Ararat z przewodnikiem mówiąc "military problem!". Koszt takiej usługi dla Polaków wynosi 400$ za osobę. Zdecydowaliśmy, że nie skorzystamy z ich usługi zważywszy na nasz dość mocno ograniczony budżet. Poszliśmy na Ararat sami uprawiając partyzantkę J Po drodze spotykaliśmy dzieci, które na przywitanie wołały do nas z uśmiechem "hallo money!". Gdy zmęczeni ich towarzystwem przestaliśmy na nie zwracać uwagę, zaczęły w nas rzucać kamieniami. Wreszcie nasi mili mali tubylcy zrezygnowali. Szybko zbliżał się wieczór, więc rozbiliśmy namiot w ukryciu i pomimo zdenerwowania całym dniem w końcu zasnęliśmy. Nazajutrz idąc wąwozem w nadziei, że nikt nas nie zauważy, zostaliśmy wykryci przez kolejną grupę pseudoprzewodników. Jeden z nich, o imieniu Aydin, po jednogodzinnym targowaniu zgodził się za 100$ zaprowadzić nas na szczyt uśmiechając się i mówiąc "military no problem!".
Po dwóch dniach podejścia byliśmy już na 4200 m n.p.m. Na szczęście nasze organizmy szybko dostosowały się do tej wysokości. W nocy około godziny 2:30 z trzema alpinistami tureckimi wyszliśmy na atak szczytowy. Niestety nie dana nam była ładna słoneczna pogoda. Szczyt przywitał nas zamiecią śnieżną i bardzo silnym, porywistym wiatrem. To, co było jeszcze dwa dni temu tak bardzo odległe, stało się faktem - biblijny Ararat jest nasz!
Góra ta jest łatwa technicznie. Wystarczy mieć raki i czekan, żeby ją zdobyć. Natomiast największym problemem jest wszechobecna mafia.
Dookoła rozpościerały się cudowne góry, a pośród nich wyrastała ta najwyższa - wygasły wulkan Damavand. Widok był tak piękny, że wieczorem nagle nabraliśmy wielkiej ochoty na szybkie zdobycie góry. Zatem ruszyliśmy nie czekając na nadejście poranka. Wraz ze zdobywaniem wysokości widok oświetlonych, położonych u podnóża góry wiosek był coraz piękniejszy i bardziej tajemniczy. Rozbijając po północy namiot przeżyliśmy chwilę grozy, gdy okazało się, że w naszą stroną biegnie grupa wielkich psów pasterskich. Przerażeni błyskawicznie uciekliśmy do namiotu zostawiając cały nasz sprzęt i plecaki na zewnątrz. Na szczęście po godzinie ujadania, prawdopodobnie podążając za swym stadem, nasi napastnicy odeszli.
Podziwiając tamtejszy egzotyczny, górski krajobraz dotarliśmy w końcu na wysokość 4600 m n.p.m., gdzie się rozbiliśmy planując w nocy wyjście na atak szczytowy. Pokonując ostatni kilometr zintegrowaliśmy się z grupą irańskich alpinistów, z którymi dotarliśmy na wierzchołek wulkanu. Wokół klasycznego krateru z wielu miejsc wydobywały się opary siarki, które chwilami bardzo utrudniały pokonanie ostatnich kilku metrów. Cały krater można obejść wkoło, a wewnątrz krateru nawet rozbić namiot. Kolejny wygasły wulkan jest już za nami.
Kazbek zdecydowanie zrobił na nas największe wrażenie. Dookoła nas rozpościerały się piękne góry o stromych, tętniących zielenią zboczach, a ponad nimi wysokie białe szczyty - pełen zachwyt! Ich biel mocno kontrastowała z zielonymi łąkami i błękitnym niebem. Gruzińska legenda mówi, że kiedy Pan Bóg rozdzielał Ziemię między poszczególne narody, zachował dla siebie najpiękniejszy kawałek. Kiedy już skończył, okazało się, że pominął Gruzinów, którzy w tym czasie pili wino za jego zdrowie. Cóż było robić - musiał im oddać swój wymarzony zakątek. Stojąc pośrodku Kaukazu i patrząc dookoła, można w tę legendę uwierzyć.
Podejście pod Kazbek nie było trudne, gdyż aż do lodowca prowadzi wydeptana przez ludzi i konie wąska ścieżka. Sporym problemem natomiast okazało się pokonanie wartkiego nurtu na pozór niewielkich strumieni górskich. Wraz z pokonywaniem wysokości pogoda psuła się coraz bardziej, aż w końcu nadeszła burza. Zmusiła nas ona do nieplanowanego biwaku, co wydłużyło podejście pod szczyt o kolejny dzień. W ten sposób, po trzech dniach marszu dotarliśmy do byłej stacji meteorologicznej położonej na wysokości 3850 m n.p.m., która obecnie służy alpinistom za schronisko. Jego gospodarze okazali się bardzo mili i sympatyczni. Następnego dnia zaplanowaliśmy atak szczytowy na Kazbek. Wyszliśmy ok. 3.00 w nocy. Niebo o świcie było czyste. Ocieplani pierwszymi promieniami słońca bez żadnych postojów doszliśmy na plateau, a stamtąd po krótkiej przerwie dalej parliśmy do góry. I wówczas, tuż pod wierzchołkiem, nagle zaczęły pojawiać się gęste chmury burzowe. Chwila konsternacji - wracać czy iść dalej. Pytanie było dość poważne, gdyż od szczytu dzieliło nas już tylko niecałe 100 metrów. Jednak będąc na tej wysokości należało rozważyć - "tylko", czy też "aż"...? Pokusa zdobycia ostatniego z trzech wulkanów okazała się jednak silniejsza - postanowiliśmy jak najszybciej wejść na wierzchołek. Z chwilą wejścia na szczyt, pierwszy piorun uderzył w pobliską górę. Rozpętała się burza. Przerażeni szybko zeszliśmy, a raczej zjechaliśmy po stromym zboczu na plateau. Czuliśmy się w miarę bezpiecznie stosując niezbędną asekurację oraz widząc, że od burzy dzieli nas bezpieczny dystans. Tym niemniej, częste wyładowania dostarczały nam niezapomnianych wrażeń, dostatecznie mobilizując nas do szybkiego powrotu. Kazbek został zdobyty.
Trzy wygasłe wulkany, Ararat, Damavand oraz Kazbek, są nasze! Radość dotarła jednak do nas dużo później, gdy już bezpiecznie znaleźliśmy się na dole. Radość ze zdobycia trzech pięciotysięcznych szczytów, radość z możliwości zanurzenia się w egzotykę trzech, jakże odmiennych regionów na pograniczu Zakaukazia i Bliskiego Wschodu oraz ... radość z nas samych i naszej znajomości. Ruszając wspólnie na tak długą wyprawę, znając się tylko z wielogodzinnych rozmów przez internet, dużo ryzykowaliśmy. Podjęcie tego ryzyka jednak opłaciło się, zostawiając w naszej pamięci jedne z najpiękniejszych wspomnień z podróży.

IZABELA BORKOWSKA - Studentka prawa, kurator sądowy w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia, mediator w Sądzie Okręgowym w Warszawie, lektor i tłumacz języka francuskiego. Lubi podróże, jej pasją są góry (pieszo, bardziej w pionie też, na nartach, konno, latając nad nimi + w planach raffting). Wśród jej zainteresowań znajduje się muzyka filmowa i etniczna, taniec orientalny oraz fotografia. Ze sportów wybrała paralotniarstwo, wspinaczkę, jazdę na rowerze, jogging, pływanie, narty, jazdę konną oraz pływanie kajakiem. W ramach zainteresowań uniwersyteckich zajmuje się problematyką związaną ze wzajemnym oddziaływaniem na siebie prawa europejskiego i międzynarodowego. Dla odprężenia zgłębia wiedzę na temat architektury i dekoracji wnętrz.
Najczęstszym celem jej wyjazdów w góry są Tatry. Uczestniczka wyprawy do Rosji w Kaukaz Centralny (Karamuczi 4100 m n.p.m., Elbrus 5642 m n.p.m. - West Peak).
KONTAKT:
e-mail: i_borkowska@[WSTAWKA_ANTYSPAMOWA]yahoo.fr
gg: 3489542
oraz

ROMAN PRZYBYLSKI - Nauczyciel fizyki w ZSOiE w Lubsku oraz ratownik medyczny (ukończone Centrum Kształcenia Medycznego w Zielonej Górze). Lubi podróże, zwłaszcza w te trudno dostępne rejony, z dala od cywilizacji. Oprócz gór, drugą jego pasją jest fotografia. Ze sportów wybrał jazdę na rowerze, piłkę nożną, koszykówkę i pływanie kajakiem. W wolnym czasie czyta książki.
Często wyjeżdża w Tatry. Uczestnik wypraw m.in. w Gorgany i Czarnochorę (Pop Iwan 2042 m n.p.m., Howerla 2061 m n.p.m., Smotriec i inne) na Ukrainie, w Góry Rodniańskie i Góry Marmaroskie w Rumunii, w Kaukaz (szczyty w dolinie Bezingi, jak Pik Siemienowski 4100 m n.p.m., Gidan 4123 m n.p.m., Kaukaz Centralny Elbrus 5642 m n.p.m. - West Peak) w Rosji oraz w Pamir -(Pik Lenina 7134 m n.p.m.- atak szczytowy nieudany) w Kirgistanie.
KONTAKT:
e-mail: romek26@[WSTAWKA_ANTYSPAMOWA]o2.pl
gg: 8985038

ARARAT (5165 m n.p.m.)- TURCJA

"Jak podaje biblijna Księga Rodzaju oraz sumeryjski epos o Gilgameszu, Bóg stwierdziwszy, że na świecie jest zbyt dużo zła, nakazał Noemu zbudować wielką łódź i zabrać na jej pokład po jednym z każdego gatunku zwierząt. Następnie świat zalał potop. Po 40 dniach woda ustąpiła, a Arka osiadła na szczycie góry. Tą górą miał być Ararat."
Ta najwyższa góra Turcji (tur. Agri Dagi) wyrasta niejako wprost z równiny, zachwycając swą symetryczną sylwetką. Jej szczyt leży w samym sercu Wyżyny Armeńskiej, między jeziorami Wan i Sewan, tuż przy granicy z Iranem oraz Armenią. Okoliczne tereny zamieszkałe są w większości przez Kurdów.
Jest to wygasły wulkan. Jego ostatnia erupcja miała miejsce 10 000 lat temu. Mimo to ulatniające się opary wulkaniczne zmniejszają ilość tlenu w atmosferze. Szczyt składa się z dwóch wierzchołków: pierwszy liczy 5165 m n.p.m., a drugi 3900 m n.p.m. Szczyty rozdziela przełęcz Serdebulak, położona na wysokości 2600 m n.p.m.
Pierwszym nowożytnym zdobywcą tej góry był Frederick Parrot, który wszedł na jej wierzchołek w 1829 r. Drugą osobą, która dotarła w śnieżnej zamieci na jej szczyt był Polak - Józef Chodźko, który szedł drogą przez przełęcz Serdebulak. W przeszłości odbyto wiele wypraw, które miały na celu odnaleźć Arkę, lecz jak dotychczas bez powodzenia. Tym niemniej w Armenii w miejscowości Echmiazin, w najważniejszej katedrze Kościoła Ormiańskiego, wśród relikwii można zobaczyć oprawiony w złoto fragment (jak twierdzą Ormianie) Arki Noego, który odnaleziono ponoć właśnie na Araracie. Stąd, chociaż całość szczytu należy dzisiaj do Turcji, Ararat jest dla Ormian świętą i narodową górą, wyeksponowaną pośrodku godła Armenii oraz częstym motywem w narodowej sztuce. Jej śnieżna kopuła jest wyraźnie widoczna z każdego punktu republiki.
DAMAVAND (5671 m n.p.m.)- IRAN

"Gościnność, jakiej doświadczaliśmy w Iranie na każdym kroku jest wyjątkowa. Nie jest to tylko pusty gest, nie jest to też jedynie spełnianie religijnej powinności czy zwyczaj dyktowany wielowiekową tradycją. Przyjmując gości, człowiek Wschodu nie tylko otwiera drzwi swojego domu, ale przede wszystkim otwiera swoje serce."
Damavand to najwyższy szczyt w Iranie leżący w Górach Alborz. Rozciągają się one na północy tego państwa, oddzielając nizinę nad Morzem Kaspijskim od Wyżyny Irańskiej ze stolicą kraju Teheranem. Jest to potężny masyw - 900 km długości, 30-120 km szerokości - o charakterze alpejskim. Można w nim wyróżnić ok. 70 szczytów o wysokości przekraczającej 4000 m n.p.m., wśród których góruje Damavand (po irańsku Kuh-e Damavand). Szczyty te są stosunkowo łatwo dostępne ze względu na niewielką odległość od Teheranu, zaś klimat jak na tutejsze warunki, jest dosyć łagodny.
Najbardziej popularna droga na ten szczyt prowadzi od południa z miejscowości Reyneh, natomiast w oddalonej o 6 km wsi Gazaneh rozpoczyna się droga południowo-wschodnia. Wejście na szczyt najbardziej interesującą drogą od północy jest poważnie utrudnione przez kłopoty z dojazdem. Szczyt Damavandu to klasyczny krater. Wulkan ten szczególnie daje się we znaki z powodu siarkowych wyziewów, które bardzo utrudniają zdobycie tej góry.
KAZBEK (5047 m n.p.m.)- GRUZJA

"Gruzińska legenda mówi, że kiedy Pan Bóg rozdzielał Ziemię między poszczególne narody, zachował dla siebie najpiękniejszy kawałek. Kiedy już skończył, okazało się, że pominął Gruzinów, którzy w tym czasie pili wino za jego zdrowie. Cóż było robić - musiał im oddać swój wymarzony zakątek. Stojąc pośrodku Kaukazu i patrząc dookoła, można w tę legendę uwierzyć..."
Kazbek (5047 m n.p.m.) - jednen z najwyższych szczytów Kaukazu, po gruzińsku nazywanego Mkinvarstveri, czyli "Góra z lodową głową". Dla tego narodu ten wygasły wulkan to kapryśna kobieta, która obcym ukazuje się spowita w szal z wiecznych mgieł. Ponoć gruzińscy alpiniści nie wchodzą na sam szczyt tłumacząc, iż nie depcze się po głowie niewieście. To właśnie do tej góry według mitologii bogowie przykuli Prometeusza.
Kazbek położony jest obok głównej grani Kaukazu, niedaleko granicy z Dagestanem, zamyka on od wschodu Kaukaz Wysoki. Pierwszy raz został zdobyty w 1868 r. przez ekspedycję pod kierownictwem D. Freszfilda. Góra ta jest znana ze swej bardzo kapryśnej natury. Pozbawiona sąsiedztwa szczytów o podobnej wysokości, słynie ze szczególnie zmiennej pogody, a jej wierzchołek zawsze pokrywają chmury.
![]() |
![]() |
![]() |



3x5000m n.p.m. - czyli śladem pięciotysięcznych wygasłych wulkanów
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |

![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |