13-06-2017, 12:50 PM
Großglockner - relacja subiektywna okiem nieplanowanego obserwatora, bardzo osobista, z dobrym chyba widokiem na przyszłość.
Jak tu zacząć? może tak po prostu - pomysłów na wyjazd w Alpy było już u mnie sporo, jakiś czas temu zakupiłem mini przewodniki - Alpejskie 3 i 4 tysiączniki, w nich wiele zakładek poczynionych, że tam fajnie by było, tam także ..., ale zawsze znajdowała się jakaś wymówka, a bo urlop nie pasuje, bo dzieci, bo remont, pewnie sami wiecie, że często luźne planowanie kończy się na planowaniu ewentualnie no piwnych opowieścio-planach w gronie przyjaciół. No oczywiście kurs zimowy, lawinowy ... i tyle.
Styczeń - odzywa się Bogdan z propozycją wyjazdu na Großglockner. Tak - przy Glocku też jest zakładka, szczyt znany, blisko Polski - super - jest impuls, szybka decyzja - TAK- jadę.
Kwiecień, Maj - kilka razy zdzwaniamy się, kompletujemy sprzęt - idzie do przodu, czego nie kupujemy to wypożyczamy.
3 czerwca
U mnie wielkie pakowanie, selekcja rzeczy, rozpakowanie, pakowanie, selekcja ... mam dosyć
4 czerwca
W końcu pakuję rzeczy do auta i jadę do Bogdana - tam wszyscy się zbieramy, Janusz przyjeżdża w nocy.
5 czerwca
Wyruszamy o 16 w składzie: Bogdan z synami: Michałem i Wojtkiem, Janusz i Ja.
6 czerwca
Wtorek - rano docieramy do Kals am Großglockner, miasteczko urokliwe, ale jest wczesny ranek, wszystko zamknięte, pakujemy się do auta i krętą drogą dojeżdżamy do parkingu Grossglockner Lücknerhaus.
Śniadanie, dopytujemy o parking - sezon tuż tuż a na parkingu prace budowlane - widać, że w tym sezonie pojawią się bramki automatyczne, sam parking chyba będzie wyrównany i utwardzony. Zabieramy plecaki i spokojnie zaczynamy piąć się drogą do Lucknerhütte. Może nie tak spokojnie - bo ja poza plecakiem mam worek żeglarski - 50l plecaka okazało się zbyt małe - ale wszyscy solidarnie pomagają na zmianę w doniesieniu wora do schroniska.
[attachment=77884] [attachment=77885]
Trzymamy się planu - w Lucknerhütte postanowiliśmy zaliczyć jeden nocleg, meldujemy się, zostawiamy większość rzeczy i idziemy na wycieczkę - plan jest luźny, chcieliśmy nabrać nieco wysokości, rozejrzeć się po nowych dla nas terenach.
[attachment=77886]
Kierujemy się w stronę Glorerhütte, nie mniej okazuję się, że to o wiele dalej niż planowaliśmy - poziomice także trzeba brać pod uwagę
- ostatecznie docieramy do przełęczy Pfortscharte z pięknym widokiem na dolinę Kodnitzal oraz z drugiej na granicę rejonów Tyrol oraz Karyntia, widać daleko w dole schronisko Salmhütte oraz dziwne formacje w skałach. Robimy zdjęcia i pomału wracamy.
[attachment=77887] [attachment=77888] [attachment=77889]
[attachment=77890] [attachment=77891] [attachment=77892]
Samo podejście do Pfortscharte przypomina mi nasz Żleb Kulczyńskiego, dosyć strome, ciągle coś się osypuje ale nagroda na przełęczy fantastyczna.
W drodze powrotnej nieźle nas zlało, sciana wody, na szczęście w Lucknerhütte jest pomieszczenie, suszarnia, z dedykowaną suszarką do butów więc do rana wszystko mamy suche w 99%.
7 czerwca
Samo schronisko urokliwe, ale chyba od niedawna prywatne, nie respektuje zniżek AV, cena za nocleg raczej z tych wysokich ale cóż, zostawiamy (głównie ja) niepotrzebne rzeczy na przechowanie i ruszamy w górę. Dzisiaj mamy w planie dojście i nocleg w Stüdlhütte.
Ruszamy w górę, podejście mozolne, technicznie raczej bez wyzwań, ale kilogramy na plecach robią swoje. Spotykamy po drodze trójkę rodaków, okazuje się, że to znajmy instruktor z kursów zimowych. Dopytujemy o warunki w górze. Chłopaki nie miały szczęścia do pogody - widoczność mieli słabą.
[attachment=77893] [attachment=77894] [attachment=77895]
[attachment=77896] [attachment=77897]
Kiedy dotarliśmy do Stüdlhütte okazało się, że poza nami nie ma nikogo. "Meldujemy" się w schronie zimowym, właściwe schronisko otworzy się za tydzień. Chwilę poświęcamy na lekki posiłek.
Chłopaki idą na krótką wycieczkę w stronę Stüdlgrat, kręcą się po okolicy. Ja pakuję się do śpiwora, boli mnie głowa, liczę na to, że po krótkiej drzemce będzie lepiej, dziwny ten ból, pulsujący, wciągam Nurofen Forte i zasypiam.
Pobudka - pojawiła się kolejna ekipa w schronie, głowa nadal boli, Nurofen niewiele pomaga. Wraca nasza ekipa, zasiadamy w kuchni / jadalni / świetlicy
Idę się przewietrzyć, pomału dociera do mnie, że coś jest nie tak - głowa boli coraz mocniej. Szla(k/g) mnie trafia bo z takim samopoczuciem to nie widzę mojego wyjścia wcześnie rano w stronę Glocka. Wracam do chłopaków i po krótkiej rozmowie decydujemy, że pakujemy się "uniwersalnie" a rano podejmiemy ostateczną decyzję - jest to istotne, ponieważ, mieliśmy iść w 2 zespoły na 2 liny: 3 + 2 osoby, w razie mojej nieobecności pójdzie jeden zespół 4 osobowy.
8 czerwca
3:30, Budzę się, pierwsza ekipa zbiera się do wyjścia, jest dobrze głowa mnie nie boli, siadam
nie jest dobrze, boli jeszcze bardziej, wracam do pozycji horyzontalnej.
Bogdan dopytuje czy powinni się mną zająć - dzięki chłopaki za troskę! Nie, dam radę, idźcie - powodzenia
Wyruszają po 5, chwilę później ostatnie 2 ekipy wyruszają ze schronu w stronę Stüdlgrat. Nasi idą klasycznie, przez Erzherzog Johann Hütte tzw. drogą normalną.
Dokładam drewna do pieca w kuchni, zjadam śniadanie, popijam prawie litrem herbaty. Próbuję zasnąć ale nic z tego. Obiecałem chłopakom, że dalszych wycieczek nie będę urządzać, więc uzbrojony w aparat czekam na wschód słońca, obserwuję ciekawskiego świstaka który pod nieobecność lokatorów podchodzi pod samo schronisko.
[attachment=77898] [attachment=77899] [attachment=77900]
Tuż po 10 dostaję MMS'a od Bogdana - są na szczycie, super, szybko im poszło, chyba około 4.5 godziny. Liczę, że po 14 powinni wrócić - może później zależnie od kolejek na podejściu/zejściu.
[attachment=77901] [attachment=77902]
Słonce w górze, ciepło, bardzo ciepło, zmieniam okrycie i idę w stronę lodowca, ścieżka dobrze wydeptana, okulary 4ki na nosie ale i tak trzeba mrużyc oczy. Bez okularów nie byłem w stanie patrzeć dłużej niż kilka sekund.
[attachment=77903] [attachment=77904]
Tutaj kończę wycieczkę - umowa to umowa - to raz, głowa mnie nadal boli to dwa. Großglockner - już bez emocji - wprawdzie nie na szczycie, ale na wyciągnięcie ręki, w końcu mogę sobie zobaczyć go na żywo, a nie w przewodniku czy na YouTube. Przypomina mi Świnicę, rysa, 2 wierzchołki.
Piękny jest.
[attachment=77905]
Pierwsze ekipy wracają - widać jak schodzą od strony Erzherzog Johann Hütte.
[attachment=77906]
Nieśpiesznie wracam do schroniska, rozkładam się na ławie i wysmarowany kremem z filtrem błogo łapię alpejskie słoneczko.
Z tej sielanki wybudza mnie dźwięk helikoptera - nie wiem dlaczego ale w górach źle mi się kojarzy. Na szczęście to transport gabarytów do schroniska, robi 2 kursy i tyle go widzieli.
[attachment=77907] [attachment=77908]
W końcu na zejściu pojawia się Wojtek - hmmm, ale dlaczego sam?!?! zoom w aparacie rozwiewa wątpliwości, uśmiechnięta gęba wyraża wszystkie emocje z dzisiejszego poranka.
[attachment=77909]
Z chwilę wraca Michał.
[attachment=77910]
Oraz majestatycznie starszyzna plemienna: Janusz z Bogdanem
[attachment=77911] [attachment=77912]
Głowa mnie nadal napie$#@! ale udziela mi się radość chłopaków - i do wieczora niespecjalnie już się tym przejmuję. Ostatecznie decydujemy się na jeszcze jeden nocleg w Stüdlhütte.
9 czerwca
5:30 - pobudka, śniadanie, pakowanie - schodzimy nieśpiesznie, zabieramy pozostawiony bagaż w Lucknerhütte. Przed 9 docieramy na parking, pamiątkowe zdjęcie, pakujemy się i wracamy.
[attachment=77913] [attachment=77914]
Podsumowanie:
Dzięki chłopaki za wspólną wyprawę, Wojtka trzymam za słowo, że następnym razem będzie za przewodnika, mam nadzieję, że kolejne podejście do Großglocknera z mojej strony uda się zorganizować szybciej niż później.
Fajne jest to, że teraz mogę się spakować na wyjazd w Alpy praktycznie z dnia na dzień. Wszystko już jest, ostatnie rzeczy wyprane dosychają w domu.
Najważniejsze:
Wielkie podziękowania dla Bogdana z rodziną, za inspirację i przyjęcie w domu przed wyjazdem i po powrocie.
Życzę Wszystkim takiej gościnności i tak serdecznego przyjęcia
Chłopaki - a teraz proszę o uzupełnienie relacji, przede wszystkim ze zdobycia szczytu oraz 7 czerwca kiedy ja ucinałem drzemkę w schronie
No to do następnej relacji ....
Jak tu zacząć? może tak po prostu - pomysłów na wyjazd w Alpy było już u mnie sporo, jakiś czas temu zakupiłem mini przewodniki - Alpejskie 3 i 4 tysiączniki, w nich wiele zakładek poczynionych, że tam fajnie by było, tam także ..., ale zawsze znajdowała się jakaś wymówka, a bo urlop nie pasuje, bo dzieci, bo remont, pewnie sami wiecie, że często luźne planowanie kończy się na planowaniu ewentualnie no piwnych opowieścio-planach w gronie przyjaciół. No oczywiście kurs zimowy, lawinowy ... i tyle.
Styczeń - odzywa się Bogdan z propozycją wyjazdu na Großglockner. Tak - przy Glocku też jest zakładka, szczyt znany, blisko Polski - super - jest impuls, szybka decyzja - TAK- jadę.
Kwiecień, Maj - kilka razy zdzwaniamy się, kompletujemy sprzęt - idzie do przodu, czego nie kupujemy to wypożyczamy.
3 czerwca
U mnie wielkie pakowanie, selekcja rzeczy, rozpakowanie, pakowanie, selekcja ... mam dosyć

4 czerwca
W końcu pakuję rzeczy do auta i jadę do Bogdana - tam wszyscy się zbieramy, Janusz przyjeżdża w nocy.
5 czerwca
Wyruszamy o 16 w składzie: Bogdan z synami: Michałem i Wojtkiem, Janusz i Ja.
6 czerwca
Wtorek - rano docieramy do Kals am Großglockner, miasteczko urokliwe, ale jest wczesny ranek, wszystko zamknięte, pakujemy się do auta i krętą drogą dojeżdżamy do parkingu Grossglockner Lücknerhaus.
Śniadanie, dopytujemy o parking - sezon tuż tuż a na parkingu prace budowlane - widać, że w tym sezonie pojawią się bramki automatyczne, sam parking chyba będzie wyrównany i utwardzony. Zabieramy plecaki i spokojnie zaczynamy piąć się drogą do Lucknerhütte. Może nie tak spokojnie - bo ja poza plecakiem mam worek żeglarski - 50l plecaka okazało się zbyt małe - ale wszyscy solidarnie pomagają na zmianę w doniesieniu wora do schroniska.
[attachment=77884] [attachment=77885]
Trzymamy się planu - w Lucknerhütte postanowiliśmy zaliczyć jeden nocleg, meldujemy się, zostawiamy większość rzeczy i idziemy na wycieczkę - plan jest luźny, chcieliśmy nabrać nieco wysokości, rozejrzeć się po nowych dla nas terenach.
[attachment=77886]
Kierujemy się w stronę Glorerhütte, nie mniej okazuję się, że to o wiele dalej niż planowaliśmy - poziomice także trzeba brać pod uwagę

[attachment=77887] [attachment=77888] [attachment=77889]
[attachment=77890] [attachment=77891] [attachment=77892]
Samo podejście do Pfortscharte przypomina mi nasz Żleb Kulczyńskiego, dosyć strome, ciągle coś się osypuje ale nagroda na przełęczy fantastyczna.
W drodze powrotnej nieźle nas zlało, sciana wody, na szczęście w Lucknerhütte jest pomieszczenie, suszarnia, z dedykowaną suszarką do butów więc do rana wszystko mamy suche w 99%.
7 czerwca
Samo schronisko urokliwe, ale chyba od niedawna prywatne, nie respektuje zniżek AV, cena za nocleg raczej z tych wysokich ale cóż, zostawiamy (głównie ja) niepotrzebne rzeczy na przechowanie i ruszamy w górę. Dzisiaj mamy w planie dojście i nocleg w Stüdlhütte.
Ruszamy w górę, podejście mozolne, technicznie raczej bez wyzwań, ale kilogramy na plecach robią swoje. Spotykamy po drodze trójkę rodaków, okazuje się, że to znajmy instruktor z kursów zimowych. Dopytujemy o warunki w górze. Chłopaki nie miały szczęścia do pogody - widoczność mieli słabą.
[attachment=77893] [attachment=77894] [attachment=77895]
[attachment=77896] [attachment=77897]
Kiedy dotarliśmy do Stüdlhütte okazało się, że poza nami nie ma nikogo. "Meldujemy" się w schronie zimowym, właściwe schronisko otworzy się za tydzień. Chwilę poświęcamy na lekki posiłek.
Chłopaki idą na krótką wycieczkę w stronę Stüdlgrat, kręcą się po okolicy. Ja pakuję się do śpiwora, boli mnie głowa, liczę na to, że po krótkiej drzemce będzie lepiej, dziwny ten ból, pulsujący, wciągam Nurofen Forte i zasypiam.
Pobudka - pojawiła się kolejna ekipa w schronie, głowa nadal boli, Nurofen niewiele pomaga. Wraca nasza ekipa, zasiadamy w kuchni / jadalni / świetlicy

8 czerwca
3:30, Budzę się, pierwsza ekipa zbiera się do wyjścia, jest dobrze głowa mnie nie boli, siadam

Bogdan dopytuje czy powinni się mną zająć - dzięki chłopaki za troskę! Nie, dam radę, idźcie - powodzenia

Wyruszają po 5, chwilę później ostatnie 2 ekipy wyruszają ze schronu w stronę Stüdlgrat. Nasi idą klasycznie, przez Erzherzog Johann Hütte tzw. drogą normalną.
Dokładam drewna do pieca w kuchni, zjadam śniadanie, popijam prawie litrem herbaty. Próbuję zasnąć ale nic z tego. Obiecałem chłopakom, że dalszych wycieczek nie będę urządzać, więc uzbrojony w aparat czekam na wschód słońca, obserwuję ciekawskiego świstaka który pod nieobecność lokatorów podchodzi pod samo schronisko.
[attachment=77898] [attachment=77899] [attachment=77900]
Tuż po 10 dostaję MMS'a od Bogdana - są na szczycie, super, szybko im poszło, chyba około 4.5 godziny. Liczę, że po 14 powinni wrócić - może później zależnie od kolejek na podejściu/zejściu.
[attachment=77901] [attachment=77902]
Słonce w górze, ciepło, bardzo ciepło, zmieniam okrycie i idę w stronę lodowca, ścieżka dobrze wydeptana, okulary 4ki na nosie ale i tak trzeba mrużyc oczy. Bez okularów nie byłem w stanie patrzeć dłużej niż kilka sekund.
[attachment=77903] [attachment=77904]
Tutaj kończę wycieczkę - umowa to umowa - to raz, głowa mnie nadal boli to dwa. Großglockner - już bez emocji - wprawdzie nie na szczycie, ale na wyciągnięcie ręki, w końcu mogę sobie zobaczyć go na żywo, a nie w przewodniku czy na YouTube. Przypomina mi Świnicę, rysa, 2 wierzchołki.
Piękny jest.
[attachment=77905]
Pierwsze ekipy wracają - widać jak schodzą od strony Erzherzog Johann Hütte.
[attachment=77906]
Nieśpiesznie wracam do schroniska, rozkładam się na ławie i wysmarowany kremem z filtrem błogo łapię alpejskie słoneczko.
Z tej sielanki wybudza mnie dźwięk helikoptera - nie wiem dlaczego ale w górach źle mi się kojarzy. Na szczęście to transport gabarytów do schroniska, robi 2 kursy i tyle go widzieli.
[attachment=77907] [attachment=77908]
W końcu na zejściu pojawia się Wojtek - hmmm, ale dlaczego sam?!?! zoom w aparacie rozwiewa wątpliwości, uśmiechnięta gęba wyraża wszystkie emocje z dzisiejszego poranka.
[attachment=77909]
Z chwilę wraca Michał.
[attachment=77910]
Oraz majestatycznie starszyzna plemienna: Janusz z Bogdanem

[attachment=77911] [attachment=77912]
Głowa mnie nadal napie$#@! ale udziela mi się radość chłopaków - i do wieczora niespecjalnie już się tym przejmuję. Ostatecznie decydujemy się na jeszcze jeden nocleg w Stüdlhütte.
9 czerwca
5:30 - pobudka, śniadanie, pakowanie - schodzimy nieśpiesznie, zabieramy pozostawiony bagaż w Lucknerhütte. Przed 9 docieramy na parking, pamiątkowe zdjęcie, pakujemy się i wracamy.
[attachment=77913] [attachment=77914]
Podsumowanie:
Dzięki chłopaki za wspólną wyprawę, Wojtka trzymam za słowo, że następnym razem będzie za przewodnika, mam nadzieję, że kolejne podejście do Großglocknera z mojej strony uda się zorganizować szybciej niż później.
Fajne jest to, że teraz mogę się spakować na wyjazd w Alpy praktycznie z dnia na dzień. Wszystko już jest, ostatnie rzeczy wyprane dosychają w domu.
Najważniejsze:
Wielkie podziękowania dla Bogdana z rodziną, za inspirację i przyjęcie w domu przed wyjazdem i po powrocie.
Życzę Wszystkim takiej gościnności i tak serdecznego przyjęcia

Chłopaki - a teraz proszę o uzupełnienie relacji, przede wszystkim ze zdobycia szczytu oraz 7 czerwca kiedy ja ucinałem drzemkę w schronie

No to do następnej relacji ....
