Miało być spotkanie na Stożku,a było w Lepiarzówce.Więc w strugach deszczu wysiadam w Wiśle-Jaworniku i na dobry początek gubię szlak.Wracam się ok 1 km i drałuję poganiany sms-ami Stasia,który już minął Stożek .A ja dzielnie brnę przez kałuże.Stasiu informuje mnie że czeka na mnie w Lepiarzówce.Wpadam jak bomba i witam się ze Stasiem.Po rozwieszeniu kurtki i mokrej koszuli uzupełniamy poziom płynów w organizmie.Stasiu namawia mnie na wypad czerwcowy ,cel Mala Fatra.Odzież jako tako podeschła i idziemy w kierunku na Cieślar.Kilka fotek po drodze i żegnamy się.Reszta to banał,z Łabajowa do Wisły już autobusem.Nic wielkiego nie pokazaliśmy, a buty jeszcze schną.
No, fakt! Kilometrów to żeś za dużo nie nachodził!

Szlaki też trudno zaliczyć do najciekawszych.

Pogoda do bani.

Ale za to wizyta w "Lepiarzówce" potrafi wszystko wynagrodzić. Lubię to miejsce, choć do ustronnych, to ono nie należy. Jednak wystrój wnętrza i miła obsługa potrafią człowieka przyciągnąć i zatrzymać na dłużej. A że Twój kompan to odpowiednia osoba w tym miejscu, to i zadowolenie być musiało ze spotkania. Szkoda, że dla mnie to był niefortunny termin, bo byśmy się we trójkę pomoczyli. Nic jednak straconego!

A to ja jeszcze byłem rano na Filipce. Gaździna poczęstowała mnie domowym salcesonem, bo mieli świniobicie. Po spotkaniu z Mirkiem, jeszcze mnie wchłonęło na Kolybiska.

Ten napój co piłem cytrynówką się nazywał

Fajna wyprawa, było deszczowo i dlatego człowiek nie wstydził się odwiedzić zagrody w myśl powiedzenia: "Przyroda - to przestrzeń między dwoma schroniskami"

Pozdrowienia dla Madziorka, że o nas cały czas myślała

Aha, jeszcze zapomniałem. Wygląda na to, że w czerwcu na plan wychodzi pokuśtykać sobie po Małej Faterce. Gdzieś po 15.6., wtedy jest już otwarty W. Rozsutec

i warto go odwiedzić. Długo już tam moja noga nie stanęła. Chata na Gruniu ma jeszcze wolne miejsca

Bliższe plany omówimy aż nas Wielka Fatra łaskawie wypuści za dwa tygodnie
