27-11-2006, 05:23 PM
Sam już nie pamiętam dokładnego dnia wyjzdu. 9-10 sierpnia. Pociąg Poznań-Zakopane po godzinie 19. Byłem cały szczęśliwy, że tylko 11h w pociągu (najszybsze połączenie bezpośrednie z Poznania
). Ledwo co udało uzbierać się uzbierać sianko i w drogę. Już sama podróż zapowiadała, że wypad może nie być tak idealny jakbym sobie życzył. Zamiast 11h spędziliśmy w pociągu (pojechałem z kumplem) 14h. Snu prawie w ogole, a noc poprzedzająca wyjazd wiadomo emocje radość już by się chciało jechać, więc wiadomo za długo w objęciach Morfeusza nie byłem
. Ledwo żywi wysypaliśmy się na dworcu i pytanie co dalej
. W Zakopanem byłem po raz 2-rugi. Aż wstyd się przyznać, ale to był dopiero drugi wypad w Tatry (za pierwszym razem 7 dni w Novej Lesnej kilka lat wcześniej). Kwaterę mieliśmy wynajętą ale Krzeptówki długie są
I trochę czasu zeszło zanim trafiliśmy. W końcu jednak udało się. Dotarliśmy na miejsce. A, że pokoje nie były jeszcze gotowe to przebraliśmy się i mimo tego, że byliśmy śpiący poszliśmy na mały rekonesans. Z racji późnej godziny stwierdziliśmy, że spacerek na Nosal a następnie na Butorowy Wierch będzie idealnym rozwiązaniem. Pogoda była wspaniała (a następne 10 dni było conajmniej przeciętne
). Pierwsza panorama z Nosala zrobiła fantastyczne. Wszystko byłoby fantastycznie gdyby nie aparat który ze sobą mieliśmy. Cyfrówka która prześwietla wszystkie zdjęcia. Gdyby nie uprzejmość pewnej bardzo miłej parki nie mielibyśmy ani jednego zdjęcia z tej wycieczki. Z Nosala przez Gubałówkę na Butorowy i zjazd wyciągiem krzesełkowym. Widoki fantastyczne
O 18 byliśmy spowrotem a o 19 spaliśmy jak nigdy przedtem
.
Rano o 7 pobudka (trzeba było odespać całe 2 dni prawie bez snu) i ambitny cel przejścia większości Tatr zachodnich. Wjeść na Grzesia przez Rakoń, Wołowiec, aż po Bystrą i dalej już w dół albo grzbietem Ornaku albo Doliną Starorobociańską. Plan ambitny ale pogoda pokrzyżowała plany. Już na Grzesiu nie było najprzyjemniej, a na Rakoni wiatr się wzmógł i zrobiło się naprawdę bardzo zimno. I mimo tego, że założylem na siebie wszystko co miałem w plecaku to niestety nie mogłem się rozgrzać. Nawet ciepła herbata nie pomogła
. Wodoczność była beznadziejna a zimno dokuczało, a nic nie zapowiadało poprawy pogody więc zrezygnowaliśmy (wiedząc, że mamy jeszcze wiele dni przed sobą i że jeszcze tutaj wrucimy
). Jak się później miało okazać była to bardzo dobra decyzja gdyż przez ostanie 1,5 h na szlaku towarzyszł nam tylko descz momentami bardzo ulewny.







Rano o 7 pobudka (trzeba było odespać całe 2 dni prawie bez snu) i ambitny cel przejścia większości Tatr zachodnich. Wjeść na Grzesia przez Rakoń, Wołowiec, aż po Bystrą i dalej już w dół albo grzbietem Ornaku albo Doliną Starorobociańską. Plan ambitny ale pogoda pokrzyżowała plany. Już na Grzesiu nie było najprzyjemniej, a na Rakoni wiatr się wzmógł i zrobiło się naprawdę bardzo zimno. I mimo tego, że założylem na siebie wszystko co miałem w plecaku to niestety nie mogłem się rozgrzać. Nawet ciepła herbata nie pomogła

