04-04-2008, 09:51 AM
04-04-2008, 01:28 PM
Agnieszko, bardzo osobista i jakże odmienna relacja od tych które tak często tutaj czytamy. Podziwiam Cię za to, że potrafiłaś się otworzyć i otwarcie pisać o swoich problemach i wspomnianiach tak na forum. Bardzo ładnie piszesz, zgadzam się z Toba, że w górach można się wyciszyć, oczyścić, że problemy zostawiamy gdzies na dole a w górach czujemy się wolni i niezależni. I chyba to nas chyba wszystkich łączy...
04-04-2008, 04:48 PM
Aga dzięki za to miłe napisanie i za tą odwagę. Ja bym swych przeżyć nie umiał tak podać. Aż jakoś miekko się zrobiło. Z czytania takich tekstów robi się dobrze na duszy. W dzisiejszym świecie mało takich zwierzeń. Nie jest popularne pisać w takim duchu. Raczej jest in ukrywać swoje słabości, iść twardo za swym celem, nawet po trupach. Góry mają jedną wielką wygodę - uczą nas pokory tj. właściwości, której dzisiaj dużo ludzi nie ma. Góry mają jeszcze jedną właściwość dla uzdrowienia naszej osobowości. Podczas górskich wędrówek mamy dużo czasu pomyśleć nad swym życiem, co robimy dobrze, co robimy źle i postanawiamy dużo rzeczy naprawić. Aga! Tak dalej trzymać
.

04-04-2008, 05:42 PM
Aga, po prostu czasami brakuje słów, by wyrazić to, co czujemy...
Mnie Twoja opowieść odebrała słowa...
Trafnie ujął parę moich myśli Stasiu:
Mnie Twoja opowieść odebrała słowa...
Trafnie ujął parę moich myśli Stasiu:
Stasiu napisał(a):
Góry mają jedną wielką wygodę - uczą nas pokory tj. właściwości, której dzisiaj dużo ludzi nie ma. Góry mają jeszcze jedną właściwość dla uzdrowienia naszej osobowości. Podczas górskich wędrówek mamy dużo czasu pomyśleć nad swym życiem, co robimy dobrze, co robimy źle i postanawiamy dużo rzeczy naprawić.
Czekam na ciąg dalszy.
I dziękuję za opowieść.
04-04-2008, 06:16 PM
Agnieszko, bardzo osobiste wspomnienie, ujęłaś mnie tą relacją. Bardzo się wzruszyłam. Całuję gorąco i niech pada,
/a co tam/ jutro Sylwek idzie w góry, a On lubi jak nie jest za łatwo. 


04-04-2008, 09:33 PM
Wspomnienie pewnego lata..cz.II
Rozczarowanie, smutek, stracone nadzieje, a jednocześnie usilne próby złapania się czegokolwiek, aby odzyskać spokój ducha-takie emocje targały mną w drodze powrotnej do domu. Musiałam uchwycić się czegoś, wymyślić natychmiast jakiś plan, który pozwoliłby mi stanąć pewnie i spojrzeć przed siebie.
Jak tylko przekroczyłam próg domu wiedziałam, że tu się to nie uda, że tu wspomnienia wracają w jakiś dziwny sposób, bo to tu marzyłam, planowałam-w samotności. Ta samotność była od zawsze, stała się nieodłączną towarzyszką, zarówno dziecinnych zabaw, potem samotnych podróży, z czasem przyzwyczaiłam się do niej i nawet polubiłam.
Ale teraz nie mogłam jej znieść..Muszę coś zrobić myślałam, ale co..
I w tym momencie-jakby w odpowiedzi na moje pytania usłyszeliśmy dzwonek do drzwi..
Wujka Ryśka i ciocię Jadzię ze Stalowej Woli znałam tylko z opowieści i ..kartek świątecznych, które nam przysyłali.
Była to daleka rodzina mojego taty. Wracali z wakacji nad morzem i postanowili wstąpić do nas z wizytą. Po kilku minutach stwierdziłam, że to świetni ludzie, serdeczni i mili. Zaproponowali mi, abym pojechała z nimi..
I co zrobiłam-oczywiście w normalnych okolicznościach może i głupio byłoby pchać się ludziom na głowę, ale teraz-spadli mi z nieba! Chwila namysłu co zabrać-plecak stał jeszcze nie rozpakowany. Dopakowałam szybko kilka rzeczy i stałam gotowa do wyjścia.
W samochodzie zastanawiałam się, czy rozsądnie zrobiłam-dobrze nie zdążyłam wejść, odpocząć po całonocnym powrocie i znów jadę..Ale ja nie chciałam odpoczynku, wcale go nie potrzebowałam, przeciwnie-potrzebowałam wrażeń-w ten sposób chciałam zapomnieć, zagłuszyć..
Do Stalowej Woli dojechaliśmy wczesnym rankiem-zostałam "zakwaterowana" w pokoju Marcina-syna wujka Ryśka i cioci Jadzi, który wyjechał.
"Cieszę się, że tu jestem"-pomyślałam i zasnęłam na kilka godzin.
Wujostwo tak jak początkowo wyczułam-było dla mnie bardzo serdeczne.
Zaprzyjaźniłam się z ich córką Marylą-dentystką. Oczywiście przegląd i reperacja zębów-gratis
Organizowali mi przeróżne wycieczki-poznałam m.in Rzeszów, Łańcut..Spędzałam z nimi naprawdę miłe chwile, ale po kilku dniach poczułam potrzebę poznania czegoś nowego. Przecież nie daleko są Bieszczady-pomyślałam, a w Bieszczadach mieszka Pani Maria, kochana Pani Maria..
Znałam ją tyle lat z listów, które do siebie pisaliśmy. Traktowała mnie jak swoją najbliższą rodzinę.
Poznałam ją w autobusie gdy miałam 4 lata. Zawsze byłam bardzo rezolutna i wygadana..Tak sympatycznie uśmiechała się do mnie i spytała ile mam lat. Wtedy pomyślałam-"ale miła Pani" i zapytałam gdzie mieszka. Odpowiedziała: "bardzo daleko stąd są góry-nazywają się Bieszczady-jest tam malutka miejscowość Grabownica Starzeńska-właśnie tam mieszkam" i dała mi swój adres.
Początkowo listy pisała za mnie mama, ja dyktowałam, a ona pisała. Potem zaczęłam sama pisać do mojej znajomej, a ona odwdzięczała mi się pięknymi listami i kartkami.
Nigdy nie dane było mi jechać w Bieszczady, więc czemu nie teraz skoro jestem tak blisko?
Zadzwoniłam do Pani Marii i spytałam, czy mogę ją odwiedzić, a ona..rozpłakała się do słuchawki i nie mogła w to uwierzyć. Po tylu latach w końcu miałyśmy się spotkać.
Miała czekać na mnie następnego dnia na dworcu PKS w Sanoku.
Szczerze mówiąc przez te lata zatarło mi się jak wyglądała, pamiętam tylko, że miała taką miłą twarz..
Następnego dnia rano wujek Rysiek odwiózł mnie na dworzec, pożegnaliśmy się serdecznie, podziękowałam za gościnę i za chwilę jechałam w kierunku Rzeszowa, gdzie miałam przesiadkę na PKS do Sanoka..
W autobusie mój nastrój był cudowny, znów czułam, że żyję, że moje skulone niedawno skrzydła ponownie nabierają swego właściwego kształtu.
Dojechałam-ostatni przystanek, zaczęłam rozglądać się. Na dworcu stała tylko jedna osoba, starsza kobieta trzymająca legitymacyjne zdjęcie- jak później okazało się-moje..z szóstej klasy podstawówki..
Niepewnie podeszłam do niej-a ona rzuciła mi się na szyję:"od razu cię poznałam, Agnisiu kochana, nic się nie zmieniłaś.."
Piękne powitanie, obca osoba, a zarazem jakże bliska. Miałyśmy obie nocować u córki Pani Marii-Elżbiety. Było mi trochę nieswojo:" kurcze, to w końcu obcy ludzie"- pomyślałam, ale zmieniłam zdanie gdy weszłyśmy do mieszkania Pani Elżbiety. Domownicy-witali mnie jak swoją i od razu poprowadzili do suto zastawionego stołu. "Jezu drogi-po co taki kłopot"-powiedziałam, ale oni szczerze cieszyli się z mojej wizyty.
Następnego dnia pojechałam z Panią Marią do Grabownicy, to bardzo urokliwa miejscowość, taka cicha i spokojna.
Przez kolejne pięć dni rodzina Pani Marii umilała mi czas wspaniałymi wieczornymi opowieściami, zwiedzaniem Sanoka, po prostu-swoim wytrawnym towarzystwem! Na przedostatni dzień mojego pobytu szykowali niespodziankę-wycieczkę objazdową. I właśnie tego dnia..dopadła mnie grypa żołądkowa i to w dosyć nasilonym wydaniu
Byłam załamana-jednak bardzo chciałam jechać, więc postanowiłam, że jakoś dam radę. Czułam się krótko mówiąc koszmarnie, ale po połknięciu kilku specyfików, wyposażona w suchary, termos z herbatą miętową i kilka foliowych torebek dzielnie stanęłam w progu drzwi gotowa do wyjścia. Blada jak ściana wsiadałam na miękkich nogach do samochodu, dziś trochę chce mi się z tego śmiać, ale wtedy usiłowałam zachować powagę. W samochodzie natychmiast zasnęłam i całą wyprawę pamiętam jak przez mgłę. Drogi wcale nie pamiętam, bo ciągle spałam. Przystanek Kalwaria Pacławska-pozachwycałam się obiektem i całym otoczeniem, spojrzenie na ukraińskie góry, zjadłam suchara, zapiłam herbatą i do samochodu. Potem Zalew Soliński-suchar, herbata, sen. Arłamów-suchar, herbata..itd
Całe szczęście, że woreczki foliowe przywiozłam do domu w nienaruszonym stanie
Ustrzyki Górne-pamiętam tylko..z napisu na drogowskazie, a ponoć dosyć długo kręciliśmy się po miasteczku
Następnego dnia czułam się już lepiej i wieczorem dziękując za gościnę, mając w rodzinie Pani Marii nowych przyjaciół wyruszyłam w drogę powrotną do domu. Najpierw autobusem do Rzeszowa, potem pociągiem do Gdańska. Nostalgicznie spojrzałam na Kraków, gdy pociąg zatrzymał się na stacji Kraków Główny, wspomniałam niedawne wydarzenia.. Wracałam do domu odmieniona, spokojna, może jeszcze nie do końca szczęśliwa, ale byłam na dobrej drodze.
Półtorej miesiąca po powrocie poznałam cudownego człowieka, który został moim mężem...i życie zaczęło pisać nowy scenariusz-ale to już zupełnie inna historia...
Rozczarowanie, smutek, stracone nadzieje, a jednocześnie usilne próby złapania się czegokolwiek, aby odzyskać spokój ducha-takie emocje targały mną w drodze powrotnej do domu. Musiałam uchwycić się czegoś, wymyślić natychmiast jakiś plan, który pozwoliłby mi stanąć pewnie i spojrzeć przed siebie.
Jak tylko przekroczyłam próg domu wiedziałam, że tu się to nie uda, że tu wspomnienia wracają w jakiś dziwny sposób, bo to tu marzyłam, planowałam-w samotności. Ta samotność była od zawsze, stała się nieodłączną towarzyszką, zarówno dziecinnych zabaw, potem samotnych podróży, z czasem przyzwyczaiłam się do niej i nawet polubiłam.
Ale teraz nie mogłam jej znieść..Muszę coś zrobić myślałam, ale co..
I w tym momencie-jakby w odpowiedzi na moje pytania usłyszeliśmy dzwonek do drzwi..
Wujka Ryśka i ciocię Jadzię ze Stalowej Woli znałam tylko z opowieści i ..kartek świątecznych, które nam przysyłali.
Była to daleka rodzina mojego taty. Wracali z wakacji nad morzem i postanowili wstąpić do nas z wizytą. Po kilku minutach stwierdziłam, że to świetni ludzie, serdeczni i mili. Zaproponowali mi, abym pojechała z nimi..
I co zrobiłam-oczywiście w normalnych okolicznościach może i głupio byłoby pchać się ludziom na głowę, ale teraz-spadli mi z nieba! Chwila namysłu co zabrać-plecak stał jeszcze nie rozpakowany. Dopakowałam szybko kilka rzeczy i stałam gotowa do wyjścia.
W samochodzie zastanawiałam się, czy rozsądnie zrobiłam-dobrze nie zdążyłam wejść, odpocząć po całonocnym powrocie i znów jadę..Ale ja nie chciałam odpoczynku, wcale go nie potrzebowałam, przeciwnie-potrzebowałam wrażeń-w ten sposób chciałam zapomnieć, zagłuszyć..
Do Stalowej Woli dojechaliśmy wczesnym rankiem-zostałam "zakwaterowana" w pokoju Marcina-syna wujka Ryśka i cioci Jadzi, który wyjechał.
"Cieszę się, że tu jestem"-pomyślałam i zasnęłam na kilka godzin.
Wujostwo tak jak początkowo wyczułam-było dla mnie bardzo serdeczne.
Zaprzyjaźniłam się z ich córką Marylą-dentystką. Oczywiście przegląd i reperacja zębów-gratis

Organizowali mi przeróżne wycieczki-poznałam m.in Rzeszów, Łańcut..Spędzałam z nimi naprawdę miłe chwile, ale po kilku dniach poczułam potrzebę poznania czegoś nowego. Przecież nie daleko są Bieszczady-pomyślałam, a w Bieszczadach mieszka Pani Maria, kochana Pani Maria..
Znałam ją tyle lat z listów, które do siebie pisaliśmy. Traktowała mnie jak swoją najbliższą rodzinę.
Poznałam ją w autobusie gdy miałam 4 lata. Zawsze byłam bardzo rezolutna i wygadana..Tak sympatycznie uśmiechała się do mnie i spytała ile mam lat. Wtedy pomyślałam-"ale miła Pani" i zapytałam gdzie mieszka. Odpowiedziała: "bardzo daleko stąd są góry-nazywają się Bieszczady-jest tam malutka miejscowość Grabownica Starzeńska-właśnie tam mieszkam" i dała mi swój adres.
Początkowo listy pisała za mnie mama, ja dyktowałam, a ona pisała. Potem zaczęłam sama pisać do mojej znajomej, a ona odwdzięczała mi się pięknymi listami i kartkami.
Nigdy nie dane było mi jechać w Bieszczady, więc czemu nie teraz skoro jestem tak blisko?
Zadzwoniłam do Pani Marii i spytałam, czy mogę ją odwiedzić, a ona..rozpłakała się do słuchawki i nie mogła w to uwierzyć. Po tylu latach w końcu miałyśmy się spotkać.
Miała czekać na mnie następnego dnia na dworcu PKS w Sanoku.
Szczerze mówiąc przez te lata zatarło mi się jak wyglądała, pamiętam tylko, że miała taką miłą twarz..
Następnego dnia rano wujek Rysiek odwiózł mnie na dworzec, pożegnaliśmy się serdecznie, podziękowałam za gościnę i za chwilę jechałam w kierunku Rzeszowa, gdzie miałam przesiadkę na PKS do Sanoka..
W autobusie mój nastrój był cudowny, znów czułam, że żyję, że moje skulone niedawno skrzydła ponownie nabierają swego właściwego kształtu.
Dojechałam-ostatni przystanek, zaczęłam rozglądać się. Na dworcu stała tylko jedna osoba, starsza kobieta trzymająca legitymacyjne zdjęcie- jak później okazało się-moje..z szóstej klasy podstawówki..
Niepewnie podeszłam do niej-a ona rzuciła mi się na szyję:"od razu cię poznałam, Agnisiu kochana, nic się nie zmieniłaś.."
Piękne powitanie, obca osoba, a zarazem jakże bliska. Miałyśmy obie nocować u córki Pani Marii-Elżbiety. Było mi trochę nieswojo:" kurcze, to w końcu obcy ludzie"- pomyślałam, ale zmieniłam zdanie gdy weszłyśmy do mieszkania Pani Elżbiety. Domownicy-witali mnie jak swoją i od razu poprowadzili do suto zastawionego stołu. "Jezu drogi-po co taki kłopot"-powiedziałam, ale oni szczerze cieszyli się z mojej wizyty.
Następnego dnia pojechałam z Panią Marią do Grabownicy, to bardzo urokliwa miejscowość, taka cicha i spokojna.
Przez kolejne pięć dni rodzina Pani Marii umilała mi czas wspaniałymi wieczornymi opowieściami, zwiedzaniem Sanoka, po prostu-swoim wytrawnym towarzystwem! Na przedostatni dzień mojego pobytu szykowali niespodziankę-wycieczkę objazdową. I właśnie tego dnia..dopadła mnie grypa żołądkowa i to w dosyć nasilonym wydaniu


Całe szczęście, że woreczki foliowe przywiozłam do domu w nienaruszonym stanie


Następnego dnia czułam się już lepiej i wieczorem dziękując za gościnę, mając w rodzinie Pani Marii nowych przyjaciół wyruszyłam w drogę powrotną do domu. Najpierw autobusem do Rzeszowa, potem pociągiem do Gdańska. Nostalgicznie spojrzałam na Kraków, gdy pociąg zatrzymał się na stacji Kraków Główny, wspomniałam niedawne wydarzenia.. Wracałam do domu odmieniona, spokojna, może jeszcze nie do końca szczęśliwa, ale byłam na dobrej drodze.
Półtorej miesiąca po powrocie poznałam cudownego człowieka, który został moim mężem...i życie zaczęło pisać nowy scenariusz-ale to już zupełnie inna historia...

04-04-2008, 09:46 PM
B - R - A - W - O
prześlicznie Agniesiu :*
prześlicznie Agniesiu :*
04-04-2008, 09:53 PM
Wprawdzie znałem już tą opowieść ale tym bardziej miło mi się czytało... Wszystkie Agnieszki to fajne babki... otwarta jesteś na świat
Aaaaa słuchajcie tak się Jej udzieliła ta gościnność pani Marii, że wpadając do Agi na króciutką wizytę zostaliśmy ugoszczeni jak nie wiem co
jakby na jakieś urodziny/przyjęcie...polecam, Cała rodzinka przesympatyczna 

Aaaaa słuchajcie tak się Jej udzieliła ta gościnność pani Marii, że wpadając do Agi na króciutką wizytę zostaliśmy ugoszczeni jak nie wiem co


04-04-2008, 09:56 PM
Pablo napisał(a):
Wprawdzie znałem już tą opowieść ale tym bardziej miło mi się czytało... Wszystkie Agnieszki to fajne babki... otwarta jesteś na świat
Aaaaa słuchajcie tak się Jej udzieliła ta gościnność pani Marii, że wpadając do Agi na króciutką wizytę zostaliśmy ugoszczeni jak nie wiem co
jakby na jakieś urodziny/przyjęcie...polecam, Cała rodzinka przesympatyczna 

Aaaaa słuchajcie tak się Jej udzieliła ta gościnność pani Marii, że wpadając do Agi na króciutką wizytę zostaliśmy ugoszczeni jak nie wiem co


Ale tam od razu ugoszczeni-na urodzinach u nas nie byłeś! Ale mi reklamę robisz Pablo
Dzięki w imieniu swoim i rodzinki i zapraszam ponownie
04-04-2008, 10:07 PM
Nie bądź taka skromna Agnieszko, ja też tam byłem /w odwiedzinach "w Gdańsku na wyspie" i pamiętam jak było sympatycznie ... Gdy zacząłem czytać o p. Marii pomyślałem, że znam ten wątek z jakiegos scenariusza, a przynajmniej z książki i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to przecież Twoje słowa, Twoje opowiadanie ...
No dziewczyno zuch jesteś, naprawdę bardzo się cieszę, że zgodziłaś się odwiedzić i poczytać "to moje" forum i że tu zostałaś, pozdrawiam. serdecznie
No dziewczyno zuch jesteś, naprawdę bardzo się cieszę, że zgodziłaś się odwiedzić i poczytać "to moje" forum i że tu zostałaś, pozdrawiam. serdecznie
04-04-2008, 10:12 PM
Sylwester napisał(a):
No dziewczyno zuch jesteś, naprawdę bardzo się cieszę, że zgodziłaś się odwiedzić i poczytać "to moje" forum i że tu zostałaś, pozdrawiam. serdecznie
To ja się cieszę i jestem Ci baaaardzo wdzięczna, że mnie tu zwerbowałeś
04-04-2008, 10:14 PM
Sylwester napisał(a):
Gdy zacząłem czytać o p. Marii pomyślałem, że znam ten wątek z jakiegos scenariusza, a przynajmniej z książki i dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to przecież Twoje słowa, Twoje opowiadanie ...
Może w takim razie wydam jakąś książkę z różnymi opowieściami-pierwszy egzemplarz dla Ciebie Sylwku
04-04-2008, 10:23 PM
Agniesiu, drugi egzemplarz zamawiam dla siebie.
04-04-2008, 10:25 PM
Małgorzata napisał(a):
Agniesiu, drugi egzemplarz zamawiam dla siebie.
Załatwione Małgosiu
04-04-2008, 10:26 PM
Małgorzata napisał(a):
Agniesiu, drugi egzemplarz zamawiam dla siebie.
Trzeci z dedykacją -proszę