24-01-2021, 07:13 PM
Dzień rozpoczynamy od porannej kawy na balkonie. Balkon to ogromny atut dobrej kwatery, można spokojnie zapalić a i widoki trafiają się niczego sobie.



Dzień zapowiada się pogodny, więc wybieramy się na Krzesanicę. Przejazd z Bukowiny do Kir idzie w miarę sprawnie. W Zakopanem próbuję choć trochę przyjrzeć się miastu, ale wszechobecna reklamoza skutecznie mnie od tego odstręcza.
Na szczęście do Kir jest niedaleko i wkrótce wędrujemy Doliną Kościeliską.

Z doliny, czerwonym szlakiem, idziemy w stronę Ciemniaka i Krzesanicy. Kiedy pojawiają się widoki stwierdzamy, że ta część Tatr bardzo nam się podoba.












Z Krzesanicy udajemy się na Małołączniak skąd niebieskim szlakiem schodzimy w stronę Przysłopu Miętusiego.






W Kobylarzowym Żlebie czeka nas niespodzianka. Na króciutkim odcinku z łańcuchami zrobił się zator. Zaczynam żałować, że z Małołączniaka nie poszliśmy na Kondracką Kopę, by zejść do Doliny Małej Łąki zahaczywszy ewentualnie wcześniej o Giewont.
Tymczasem siedzimy w oczekiwaniu na naszą kolej i obserwujemy, że nie wszyscy powinni byli wybrać ten szlak do zejścia. Prezentują tak żenującą nieporadność w posługiwaniu się łańcuchem, że żal patrzeć.






Dalsza część drogi przebiega już normalnie, bez przeszkód schodzimy do punktu wyjścia.





Dzień zapowiada się pogodny, więc wybieramy się na Krzesanicę. Przejazd z Bukowiny do Kir idzie w miarę sprawnie. W Zakopanem próbuję choć trochę przyjrzeć się miastu, ale wszechobecna reklamoza skutecznie mnie od tego odstręcza.
Na szczęście do Kir jest niedaleko i wkrótce wędrujemy Doliną Kościeliską.

Z doliny, czerwonym szlakiem, idziemy w stronę Ciemniaka i Krzesanicy. Kiedy pojawiają się widoki stwierdzamy, że ta część Tatr bardzo nam się podoba.












Z Krzesanicy udajemy się na Małołączniak skąd niebieskim szlakiem schodzimy w stronę Przysłopu Miętusiego.






W Kobylarzowym Żlebie czeka nas niespodzianka. Na króciutkim odcinku z łańcuchami zrobił się zator. Zaczynam żałować, że z Małołączniaka nie poszliśmy na Kondracką Kopę, by zejść do Doliny Małej Łąki zahaczywszy ewentualnie wcześniej o Giewont.
Tymczasem siedzimy w oczekiwaniu na naszą kolej i obserwujemy, że nie wszyscy powinni byli wybrać ten szlak do zejścia. Prezentują tak żenującą nieporadność w posługiwaniu się łańcuchem, że żal patrzeć.






Dalsza część drogi przebiega już normalnie, bez przeszkód schodzimy do punktu wyjścia.

