01-03-2020, 07:08 PM
Motto (dedykacja własna dla wszstkich dobrej woli bibowiczów): "Uczestnictwo na forum aktywne czy jałowe, pisanie relacji o własnych przeżyciach, czy w postaci przewodnika lub co gorsza dla własnych korzyści, nigdy nie osiągnie takiego poziomu co dreptanie i posiedzenie na bibach. Każda relacja przepadnie gdzieś w głębinie oceanu innych relacji, wspólne spotkania zaczynają się nam odsuwać w szarą jednolitą całość innych spotkań, ale nigdy nie odejdzie w niepamięć, że się znało ludzi, których łączyła górska pasja. Za parę miesięcy zapomnimy o czym rozmawialiśmy, ale o tym, że nam było dobrze, nie zapomnimy nigdy. Z tego miejsca trzeba podziękować jak tym co idą ze swoją skórą na targowisko i organizują te wspólne spotkania, tak i tym co mają odwagę i chęci uczestniczyć w tych spotkaniach."
Zawsze, kiedy mówię swoim znajomym, że jadę zimą w Tatry, to patrzą na mnie z niedowierzaniem. W Tatry, zimą? Te są przecież zamknięte, jest zimno, niebezpiecznie i sporo śniegu. Brrr! Latem to tak, ale zimą? Jednak jest to dla mnie ulubiona pora roku w Tatrach. No i spanie w Chochołowskiej, gdzie pytanie: "Ile razy można wejść na Grzesia?", zaczyna przeistaczać się w pasję. Jak było i co przeżyliśmy spróbuję z własnego kąta widzenia zaznajomić czytelnika.
Dane techniczne:
DOBA : 21. - 23. 2. 2020 to główny termin; jednak Fazik był już w T 19, kolejna trójka 20 i dla odmiany czwórka pozostała w T do 24.
PRZESTRZEŃ: Tatry Zachodnie, Dolina Chochołowska i okoliczne góry, były też Tatry Wysokie z Kozim.
OBIEKT (do spania): Schronisko w Dolinie Chochołowskiej jako główna baza; bibowicze spali też w Roztoce i w Piątce.
ODLEGŁOŚĆ: To już istny harmider chodzenia po kopcach, tworzyły się grupki i podgrupki, każdy sobie chodził na ile go było stać; podstawowy wyczyn można określić to dnia 1 - podejście do schroniska ze Siwej 7,5 km, dzień 2 - wyjście na Wołowiec i na zad 13,5 km i dzień 3 - powrót do Siwej 7,5 km; w programie uskuteczniło się też podejście na Kozi, okrążenie Chochołowskiej w relacji Grześ - Wołowiec - Jarząbczy - Kończysty - Trzydniowiański i ponoć odwiedzenie Doliny Kościeliskiej lub Ornaku (tutaj bez dokładnych informacji).
SUMA PODEJŚĆ: wycieczka zborowa - dzień 1 - 350 m, dzień 2 - 1176 m, dzień 3 - 78 m.
CZAS (według zegarka i bez odpoczynków): dzień 1 - 1:50, dzień 2 - 6:05, dzień 3 - 1:40,
OSOBY:
- forumowe - Anetta, Bogusia, Dawid88, Fazik, Gosia3ek, Fazik, Hemli, JarekRZ, Malwina, Mieciur, Pablo, Pandzia, Pedro, Stasiu, TomaszRT, Tomtur, Yoter
- goście - Bożenka
Przedprolog, środa - Fazik w osamoceniu
Mogę tylko w skrócie co wiem. Fazik ostatnio daje czadu w chodzeniu po Tatrach i dlatego jeszcze, kiedy pozostali finiszują gdzieś na swoich stanowiskach pracy, on drażni nas fotografią z jajecznicowego śniadania na Roztoce. Tam zostawia zbędne bambetle i wyrusza do Piątki, jego pierwszej bazy noclegowej. Co wiem, to że zimowe podejście pod Piątką jest oblodzone i będzie czekał na wsparcie kolejnych bibowiczów w gramoleniu się na Kozi w następny dzień. O dalszej aktywności Fazika są przechwycone tylko prześwity w skąpe informacje.
Prolog, czwartek - w czwórkę na Kozi
W ten dzień również ja wkraczam do akcji. Wesoły pociąg nocą uprowadza mnie do Popradu. Kiedy Fazik w Piątce obraca się w łóżku na drugi bok, to ja wskakuję w wesoły autobus i jadę w stronę Łysej Polany. Lubię ten czas, kiedy przygoda dopiero stoi przed nami otworem i jesteśmy w oczekiwaniu. 7:00 i sznuruję mocniej buty na Łysej.
[attachment=86976]
Kontakt telefoniczny i otrzymuję pozytywną wiadomość. Pandzia i Yoter już mnie niecierpliwie wyczekują na Palenicy. Później nasza trójka będzie ścigała Fazika w podchodzeniu na Kozi. Na razie planujemy śniadanko w Roztoce. W duchu fazikowym, daję tą samą jajecznicę. Pozytywne nastawienie do wyprawy wiedzie wpierw przez żołądek bibowicza. Mamy tutaj zarezerwowany nocleg i dlatego też pozbawiamy się zbędnych bambetli.
[attachment=86977]
Jest 9:00 i czas wyruszyć do głębi gór. Piątka jest dla nas jasnym celem. Na Kozi mamy chętki. Przez noc trochę dosypało śniegu, który przykrył dotychczasowy wylodzony szlak. Dolina Roztoki momentalnie nie wymaga użycie szpilek/kolczyków. W tym czasie otrzymujemy wiadomość z górnego piętra od Fazika, że z nami lub bez nas o 10:15 wychodzi w odwiedziny Koziego. No, sporo nam nie dał czasu. My się jeszcze gramolimy gdzieś w dolnych partiach w lesie i czeka nas strome podejście pod Piątkę, a Fazik nam nie daje czas ani przestrzeń, żeby go dogonić.
[attachment=86978]
Miało prześwitać słońce, ale nie prześwitało. Dochodzimy do dolnej stacji kolejki towarowej i od teraz zaczyna się prawdziwa zimowa anabaza. Dla stabilności podejścia do schroniska już trzeba wejść w szpilki. Na co się mają nosić w plecaku, kiedy na nich czeka praca.
[attachment=86979]
Nie wiem dlaczego zawsze widać schronisko, ale żeby do niego dojść, to trzeba się jeszcze namęczyć. I właśnie to na czekało. Dla mnie po długim okresie leniuchowania muszę sobie przypomnieć o co tu właściwie chodzi z tym chodzeniem po górach. Nie trzeba mi długiego wspominania. Moje całe ja zaczyna wnet przypominać maszynę parową. Nie tak silną, ale tym jak wypuszcza parę.
[attachment=86980]
Nasza trójka dochodzi o 11:45 do Piątki, czym podstawowa część naszej zabawy jest spełniona, ale nienapełniona. Godzina jest jeszcze młoda i to nas pogania do pognania za Fazikiem.
[attachment=86981]
Ładujemy się w szpilki i hura!! na Kozi. Początkowy entuzjazm jest po dojściu na rozdroże pod Kozim od razu sprażony. Na to białe coś mamy wyjść? Tak to pan Kozi nam się przedstawił w swoim białym płaszczu. No, spróbujemy. Świeży śnieg jest jak grzęskie błoto. Człowieczyna się stara iść do przodu, jednak przyroda mówi nie. W takich warunkach następuje klasyczne "dreptanie kapusty". Myślami jesteś w przodzie a ciało jest niemal wciąż na tym samym miejscu. Chociaż z tym samym pomysłem wejścia na Kozi nie byliśmy (oprócz Fazika) sami i jako tako widzimy wydreptany trop.
[attachment=86982][attachment=86983]
Walczyliśmy z tym około 1,5 godziny. Jednak mi nie było w tym dniu dane stanąć na wierzchołku. Przyczyną było moje lenistwo i z tym związany brak wyczucia. Już chyba gdzieś pod grzbietem trzeba było przejść kolejne pionowe grzęzawisko. Nogi w szpilkach znów ujeżdżały. Zamiast dawno wymienić kijki za czekan, ja wciąż na upartego posługiwałem się kijkami. I musiała przyjść kara. Moja stabilność nie utrzymała się na granicy przyciągania ziemskiego i poleciałem w odwrotnym kierunku niż chciałem dreptać. Wskutek czego doszło do dupozjazdu. Tak około 50-80 m. Kiedy jechałem w śniegowej pierzynie zaliczyłem darmowy kurz w hamowaniu tego zjazdu. I to kijkami, ponieważ czekan był na plecaku. Co ciekawe, miałem nawet czas na przemyśleniu o obowiązku zgięcia nóg w kolanach, kiedy się ma szpilki na nogach. Teoria teorią, ale w praktyce nie tak łatwo to dotrzymać. Kiedy już powoli wyhamowałem, to zahaczyłem szpilkami i pod Kozim wywinąłem kozła, co w następstwie przedłużyło moją darmową jazdę.
[attachment=86984]
Na zdjęciu, między skałkami jest widoczny ślad mojej jazdy. Po tej niewymuszonej jeździe odniechciało mi się znów drałować do góry. Dlatego w tym dniu z naszej czwórki ja tam nie byłem. Później mi było trochę żal, że jeszcze nie powalczyłem o względy Koziego, zwłaszcza, że po zejściu ze zbocza, nad jeziorami słońce zaczynało przedzierać się przez chmury.
[attachment=86985]
Przed 16:00 dochodzę do schroniska. Nie było mi dane stać na wierzchołku, to chociaż teraz miałem czas na nassanie atmosfery schroniska. Długo mnie tu niebyło. Zaskoczyła mnie względna pustość we wnętrzu. Może to tak nie wyglądało, może Fazik powie jak było wieczorem, ale ja to tak czułem. Po godzinie dochodzi cała trójka. To dobrze, ponieważ się trochę obawiałem. Godzina dla chodzenia w takich warunkach już nie była młoda i nam trzeba było jeszcze zejść do Roztoki. Zbytnio się nie obzygaliśmy dawaj na zad. Strome zbocze pod schroniskiem jeszcze nam się udaje zejść bez czołówek. Lesisty odcinek zaliczamy już z dreptaniem nocną romantyką z gwiazdami nad głowami i czołówką na głowie. Przyznam, że mnie się ta romantyczna końcówka ciągnęła nieuprośnie. O 19:00 zgłaszamy się jednak w schronisku. Wieczorem komercyjne pogawędki we czwórkę przy stole. Brakowało tylko świec. I że był Tłusty Czwartek to krepliki/pączki miały z nami swoje miejsce. Szkoda, że na koniec dnia Fazik nam nie dał powodu do złośliwej radości. Nie miał z nami spać w pokoju, ale... spał. Z tej przyczyny uratował nieznanych gości od bezsennej nocy.
[attachment=86986]
Pandzia, Yoter i Fazik życzą dobranoc ze zbocza pod Piątką.
Cdn...
Zawsze, kiedy mówię swoim znajomym, że jadę zimą w Tatry, to patrzą na mnie z niedowierzaniem. W Tatry, zimą? Te są przecież zamknięte, jest zimno, niebezpiecznie i sporo śniegu. Brrr! Latem to tak, ale zimą? Jednak jest to dla mnie ulubiona pora roku w Tatrach. No i spanie w Chochołowskiej, gdzie pytanie: "Ile razy można wejść na Grzesia?", zaczyna przeistaczać się w pasję. Jak było i co przeżyliśmy spróbuję z własnego kąta widzenia zaznajomić czytelnika.
Dane techniczne:
DOBA : 21. - 23. 2. 2020 to główny termin; jednak Fazik był już w T 19, kolejna trójka 20 i dla odmiany czwórka pozostała w T do 24.
PRZESTRZEŃ: Tatry Zachodnie, Dolina Chochołowska i okoliczne góry, były też Tatry Wysokie z Kozim.
OBIEKT (do spania): Schronisko w Dolinie Chochołowskiej jako główna baza; bibowicze spali też w Roztoce i w Piątce.
ODLEGŁOŚĆ: To już istny harmider chodzenia po kopcach, tworzyły się grupki i podgrupki, każdy sobie chodził na ile go było stać; podstawowy wyczyn można określić to dnia 1 - podejście do schroniska ze Siwej 7,5 km, dzień 2 - wyjście na Wołowiec i na zad 13,5 km i dzień 3 - powrót do Siwej 7,5 km; w programie uskuteczniło się też podejście na Kozi, okrążenie Chochołowskiej w relacji Grześ - Wołowiec - Jarząbczy - Kończysty - Trzydniowiański i ponoć odwiedzenie Doliny Kościeliskiej lub Ornaku (tutaj bez dokładnych informacji).
SUMA PODEJŚĆ: wycieczka zborowa - dzień 1 - 350 m, dzień 2 - 1176 m, dzień 3 - 78 m.
CZAS (według zegarka i bez odpoczynków): dzień 1 - 1:50, dzień 2 - 6:05, dzień 3 - 1:40,
OSOBY:
- forumowe - Anetta, Bogusia, Dawid88, Fazik, Gosia3ek, Fazik, Hemli, JarekRZ, Malwina, Mieciur, Pablo, Pandzia, Pedro, Stasiu, TomaszRT, Tomtur, Yoter
- goście - Bożenka
Przedprolog, środa - Fazik w osamoceniu
Mogę tylko w skrócie co wiem. Fazik ostatnio daje czadu w chodzeniu po Tatrach i dlatego jeszcze, kiedy pozostali finiszują gdzieś na swoich stanowiskach pracy, on drażni nas fotografią z jajecznicowego śniadania na Roztoce. Tam zostawia zbędne bambetle i wyrusza do Piątki, jego pierwszej bazy noclegowej. Co wiem, to że zimowe podejście pod Piątką jest oblodzone i będzie czekał na wsparcie kolejnych bibowiczów w gramoleniu się na Kozi w następny dzień. O dalszej aktywności Fazika są przechwycone tylko prześwity w skąpe informacje.
Prolog, czwartek - w czwórkę na Kozi
W ten dzień również ja wkraczam do akcji. Wesoły pociąg nocą uprowadza mnie do Popradu. Kiedy Fazik w Piątce obraca się w łóżku na drugi bok, to ja wskakuję w wesoły autobus i jadę w stronę Łysej Polany. Lubię ten czas, kiedy przygoda dopiero stoi przed nami otworem i jesteśmy w oczekiwaniu. 7:00 i sznuruję mocniej buty na Łysej.
[attachment=86976]
Kontakt telefoniczny i otrzymuję pozytywną wiadomość. Pandzia i Yoter już mnie niecierpliwie wyczekują na Palenicy. Później nasza trójka będzie ścigała Fazika w podchodzeniu na Kozi. Na razie planujemy śniadanko w Roztoce. W duchu fazikowym, daję tą samą jajecznicę. Pozytywne nastawienie do wyprawy wiedzie wpierw przez żołądek bibowicza. Mamy tutaj zarezerwowany nocleg i dlatego też pozbawiamy się zbędnych bambetli.
[attachment=86977]
Jest 9:00 i czas wyruszyć do głębi gór. Piątka jest dla nas jasnym celem. Na Kozi mamy chętki. Przez noc trochę dosypało śniegu, który przykrył dotychczasowy wylodzony szlak. Dolina Roztoki momentalnie nie wymaga użycie szpilek/kolczyków. W tym czasie otrzymujemy wiadomość z górnego piętra od Fazika, że z nami lub bez nas o 10:15 wychodzi w odwiedziny Koziego. No, sporo nam nie dał czasu. My się jeszcze gramolimy gdzieś w dolnych partiach w lesie i czeka nas strome podejście pod Piątkę, a Fazik nam nie daje czas ani przestrzeń, żeby go dogonić.
[attachment=86978]
Miało prześwitać słońce, ale nie prześwitało. Dochodzimy do dolnej stacji kolejki towarowej i od teraz zaczyna się prawdziwa zimowa anabaza. Dla stabilności podejścia do schroniska już trzeba wejść w szpilki. Na co się mają nosić w plecaku, kiedy na nich czeka praca.
[attachment=86979]
Nie wiem dlaczego zawsze widać schronisko, ale żeby do niego dojść, to trzeba się jeszcze namęczyć. I właśnie to na czekało. Dla mnie po długim okresie leniuchowania muszę sobie przypomnieć o co tu właściwie chodzi z tym chodzeniem po górach. Nie trzeba mi długiego wspominania. Moje całe ja zaczyna wnet przypominać maszynę parową. Nie tak silną, ale tym jak wypuszcza parę.
[attachment=86980]
Nasza trójka dochodzi o 11:45 do Piątki, czym podstawowa część naszej zabawy jest spełniona, ale nienapełniona. Godzina jest jeszcze młoda i to nas pogania do pognania za Fazikiem.
[attachment=86981]
Ładujemy się w szpilki i hura!! na Kozi. Początkowy entuzjazm jest po dojściu na rozdroże pod Kozim od razu sprażony. Na to białe coś mamy wyjść? Tak to pan Kozi nam się przedstawił w swoim białym płaszczu. No, spróbujemy. Świeży śnieg jest jak grzęskie błoto. Człowieczyna się stara iść do przodu, jednak przyroda mówi nie. W takich warunkach następuje klasyczne "dreptanie kapusty". Myślami jesteś w przodzie a ciało jest niemal wciąż na tym samym miejscu. Chociaż z tym samym pomysłem wejścia na Kozi nie byliśmy (oprócz Fazika) sami i jako tako widzimy wydreptany trop.
[attachment=86982][attachment=86983]
Walczyliśmy z tym około 1,5 godziny. Jednak mi nie było w tym dniu dane stanąć na wierzchołku. Przyczyną było moje lenistwo i z tym związany brak wyczucia. Już chyba gdzieś pod grzbietem trzeba było przejść kolejne pionowe grzęzawisko. Nogi w szpilkach znów ujeżdżały. Zamiast dawno wymienić kijki za czekan, ja wciąż na upartego posługiwałem się kijkami. I musiała przyjść kara. Moja stabilność nie utrzymała się na granicy przyciągania ziemskiego i poleciałem w odwrotnym kierunku niż chciałem dreptać. Wskutek czego doszło do dupozjazdu. Tak około 50-80 m. Kiedy jechałem w śniegowej pierzynie zaliczyłem darmowy kurz w hamowaniu tego zjazdu. I to kijkami, ponieważ czekan był na plecaku. Co ciekawe, miałem nawet czas na przemyśleniu o obowiązku zgięcia nóg w kolanach, kiedy się ma szpilki na nogach. Teoria teorią, ale w praktyce nie tak łatwo to dotrzymać. Kiedy już powoli wyhamowałem, to zahaczyłem szpilkami i pod Kozim wywinąłem kozła, co w następstwie przedłużyło moją darmową jazdę.
[attachment=86984]
Na zdjęciu, między skałkami jest widoczny ślad mojej jazdy. Po tej niewymuszonej jeździe odniechciało mi się znów drałować do góry. Dlatego w tym dniu z naszej czwórki ja tam nie byłem. Później mi było trochę żal, że jeszcze nie powalczyłem o względy Koziego, zwłaszcza, że po zejściu ze zbocza, nad jeziorami słońce zaczynało przedzierać się przez chmury.
[attachment=86985]
Przed 16:00 dochodzę do schroniska. Nie było mi dane stać na wierzchołku, to chociaż teraz miałem czas na nassanie atmosfery schroniska. Długo mnie tu niebyło. Zaskoczyła mnie względna pustość we wnętrzu. Może to tak nie wyglądało, może Fazik powie jak było wieczorem, ale ja to tak czułem. Po godzinie dochodzi cała trójka. To dobrze, ponieważ się trochę obawiałem. Godzina dla chodzenia w takich warunkach już nie była młoda i nam trzeba było jeszcze zejść do Roztoki. Zbytnio się nie obzygaliśmy dawaj na zad. Strome zbocze pod schroniskiem jeszcze nam się udaje zejść bez czołówek. Lesisty odcinek zaliczamy już z dreptaniem nocną romantyką z gwiazdami nad głowami i czołówką na głowie. Przyznam, że mnie się ta romantyczna końcówka ciągnęła nieuprośnie. O 19:00 zgłaszamy się jednak w schronisku. Wieczorem komercyjne pogawędki we czwórkę przy stole. Brakowało tylko świec. I że był Tłusty Czwartek to krepliki/pączki miały z nami swoje miejsce. Szkoda, że na koniec dnia Fazik nam nie dał powodu do złośliwej radości. Nie miał z nami spać w pokoju, ale... spał. Z tej przyczyny uratował nieznanych gości od bezsennej nocy.
[attachment=86986]
Pandzia, Yoter i Fazik życzą dobranoc ze zbocza pod Piątką.
Cdn...
